Klara przeżyła 11 miesięcy. Już po urodzeniu zdiagnozowano u niej przepuklinę oponowo-rdzeniową i wodogłowie. Dziewczynka zmarła na skutek infekcji, kiedy bakterie przedostały się do mózgu.
- Czekałam z niecierpliwością na narodziny. To było moje pierwsze dziecko - wspomina w rozmowie z "Uwagą" pani Iza. Niedługo później doszło do kolejnego dramatu.
Rodzice Klary postanowili pochować córkę na cmentarzu parafialnym w Stykowie. Przed pogrzebem kobieta skontaktowała się z tamtejszym grabarzem, którego poinformowała o wymiarach trumienki. Jej przygotowaniem zajęła się firma pogrzebowa ze Starachowic.
Tuz przed uroczystością okazało się, że będą problemy z pochówkiem. - Grabarz najpierw chodził z metrówką w kaplicy. Pewnie się już domyślał - wspomina pani Magda z zakładu pogrzebowego.
Po mszy trumienkę próbowano umieścić w wymurowanej kwaterze, ta się jednak nie mieściła w grobie. Wtedy pomocnik grabarza przyniósł piłkę do drzewa i zaczęli po kawałku obcinać trumnę. - To był koszmar - mówi matka dziecka.
W rozmowie z reporterami pani Iza przekonuje, że do tej pory nikt ich nie przeprosił za tę sytuację. Sam grabarz, który jest jednocześnie miejscowym kościelnym, nie chce tego zrobić. - Nie przeproszę ich, bo jestem niewinny - mówi "Uwadze" TVN.