Na miejscu pojawiły się służby lotniskowe, przedstawiciele przewoźnika, straży granicznej, policji oraz polskiej komisji badania wypadków lotniczych. - Samolot wylądował ok 19:20. Służby natychmiast podjęły działania - powiedział Mariusz Szpikowski, dyrektor Lotniska Chopina w Warszawie.
- Nikomu nic się nie stało. Wszyscy pasażerowie w sposób bezpieczny opuścili pokład samolotu. Według moich informacji, samolot wylądował z opuszczonym podwoziem, bo w trakcie lądowania doszło do złożenia się przedniego podwozia. Lądowanie odbyło się jednak w sposób łagodny. Na pokładzie było 59 osób plus cztery osoby załogi. Wszyscy zostali przewiezieni do salonu VIP, gdzie została im zapewniona opieka – powiedział dyrektor warszawskiego lotniska.
Dodał, że pasażerami zajęli się lekarze. - Czuwało nad nimi około 15 pracowników służb medycznych, którzy każdego z tych pasażerów przebadali i zabezpieczyli od strony medycznej. Została zapewniona też pomoc psychologiczna, a także napoje i posiłki. (...) Z 59 osób przewiezionych do salonu VIP około pół godziny później jedna zgłosiła problemy medyczne. Została przewieziona do szpitala. Prawdopodobnie było to związane z samym stresem z powodu lądowania. Osoba zgłosiła dolegliwości związane z dusznościami w klatce piersiowej - powiedział Szpikowski.
ZOBACZ TEŻ: Samolot LOT-u lądował na Okęciu bez przedniego podwozia. "To było perfekcyjne lądowanie"
Prof. Marcin Gieryk, który był na pokładzie samolotu, w rozmowie z portalem tvnwarszawa.pl powiedział, że pasażerowie już w połowie lotu zostali poinformowani o awaryjnym lądowaniu.
- Powiedzieli nam, że będziemy lądować w nietypowej pozycji, z głową między kolanami, czyli tak zwanej pozycji bezpiecznej. (…) Polecili zabrać tylko to, co mamy na sobie. Część pasażerów się ubrała, ja wziąłem marynarkę. Kiedy padła komenda o lądowaniu i umieszczeniu głowy między kolanami, wszyscy się do tego dostosowali – powiedział prof. Gieryk. Dodał, że w trakcie lądowania było słychać „szorowanie samolotu po płycie lotniska”.
Czytelnik, który skontaktował się z nami przez fanpage Gazeta.pl na Facebooku, a którego ojciec był na pokładzie, tak zrelacjonował dla nas ewakuację:
- Sama ewakuacja pozostawia wiele do życzenia. Po wyjściu na płytę lotniska nie spotkali nikogo, kto mógłby pokierować tymi ludźmi, co mają dalej robić, gdzie się udać, czy na coś czekać. Nikt nic nie wiedział.