Kotka w transporterze została podstawiona pod drzwiami schroniska dla bezdomnych zwierząt w Katowicach. Teoretycznie schronisko w święta nie pracuje - ale jak piszą jego wolontariusze - dzięki takim "mikołajom" zawsze jest się czym zająć.
Moglibyśmy rozwodzić się tu nad powodem porzucenia kotki. Moglibyśmy dalej ironizować i cieszyć się, że ta kotka nie zamarzła, nie została porzucona w lesie, nikt jej nie okaleczył albo nie wyrzucono jej z samochodu. To byłoby jednak tłumaczenie całej sytuacji i w jakiś sposób przechodzenie nad nią do porządku dziennego. A nam w takich sytuacjach serce, już i tak naruszone przez tyle zwierzęcych tragedii, kolejny raz pęka na jeszcze mniejsze kawałki
- czytamy we wpisie. Wolontariusze przyznają, że wściekłość i bezsilność to uczucia, które - po miłości do zwierząt - są z nimi najczęściej. I dodają:
Nie wiemy, kto tę kotkę porzucił. Nie wiemy, dlaczego. Nie mamy świadków, nie mamy imienia, nie mamy nic. Mamy tę okrutną kartkę pozostawioną z tupetem razem z kotką, która nawet nie wiedziała, co w ten świąteczny dzień ją czeka
W dyskusji pod wpisem nie brakuje emocji, pojawiło się nawet stwierdzenie, że schronisko od tego właśnie jest, żeby oddawać tam zwierzęta. Wolontariusze wyjaśniają, że czasem trzeba rozstać się ze swoim przyjacielem, ale wówczas należy szukać dla niego nowego domu, a nie podrzucać go z karteczką z życzeniami.
Kotka Tosia ma się dobrze. Lubi się bawić i ma dużo energii. Po kwarantannie i ewentualnym zabiegu sterylizacji będzie gotowa do adopcji.