Noc z 31 grudnia na 1 stycznia jest dla wielu psów i kotów prawdziwą udręką - dźwięki petard powodują wśród zwierząt strach, a nawet panikę. Z tego powodu niektóre miasta zrezygnowały z pokazu sztucznych ogni. Co roku apelują o to organizacje zajmujące się pomocą psom i kotom. CZYTAJ WIĘCEJ>>>
Dziennikarka Polsat News Agnieszka Gozdyra opisała na swoim profilu na Facebooku sytuację, z którą spotkała się w sylwestrową noc.
"Człowieku bez mózgu i serca, który zostawiłeś pięknego wilka, uwiązanego przed knajpą przy Freta na warszawskiej Starówce, a sam poszedłeś ze znajomymi jeść w cieple smaczną kolację!" - zaczęła swój wpis Gozdyra. Jak dodała, "pies trząsł się przed knajpą na zimnie i w deszczu (...), kuląc przed hukiem petard i fajerwerków".
Dziennikarka postanowiła osobiście zainterweniować.
Scena była niezła. Weszłam do knajpy, powiedziałam "dobry wieczór" i zapytałam o właściciela psa. Nic. Weszłam do drugiej sali, nic. Siedział w trzeciej, na szarym końcu. Wydarłam się na niego. Cholera. Tego psa mógł ktoś ukraść, uderzyć, kopnąć, mógł się zerwać i uciec
- relacjonowała Agnieszka Gozdyra. Mężczyzna tłumaczył, że nie mógł wejść z psem do lokalu. Dziennikarka skomentowała, że "wtedy idzie się do innej knajpy albo nie idzie wcale". Opiekun psa miał podziękować za zwrócenie uwagi, a właściciel restauracji zgodził się ostatecznie na wpuszczenie zwierzęcia do środka.