Grupa około 45 turystów utknęła na Polanie Włosienica w pobliżu Morskiego Oka w Tatrach. Komendant Straży Parku Tatrzańskiego Edward Wlazło poinformował, że służby są na miejscu zdarzenia i pomagają turystom bezpiecznie zejść z góry - samochód oświetla drogę, a funkcjonariusze pomagają dzieciom. Życie i zdrowie turystów nie jest zagrożone. Mają oni do pokonania około 8 kilometrów.
W grudniu w górach zaprzęgi konne, z których korzystają turyści, jeżdżą tylko do 17.00. Osoby, którym udzielana jest pomoc, źle obliczyły czas potrzebny do wejścia i zejścia w rejon Morskiego Oka. Do incydentu by nie doszło, gdyby turyści słuchali zaleceń pracowników Tatrzańskiego Parku Narodowego - przy zakupie biletów byli ostrzegani o skróconych godzinach pracy zaprzęgów.
Jak informuje krakowska "Gazeta Wyborcza", turyści z żądaniem transportu zwrócili się nie tylko do TOPR-u, ale i do wszystkich służb z Urzędem Marszałkowskim włącznie. Zakopiańska policja oceniła, że "zagubieni" zdołają wrócić na parking na własnych nogach. Policja miałaby interweniować, gdyby pojawiło się zagrożenie, lub gdyby wśród turystów były osoby starsze czy chore. Z ustaleń funkcjonariuszy wynika, że grupę stanowią trzy rodziny z dziećmi.
Trzy wypadki śmiertelne i kilka osób poważnie rannych - to bilans poniedziałkowego wieczora i wtorkowego poranka w Tatrach. W górach panują bardzo trudne warunki, polscy i słowaccy ratownicy apelują o rozwagę, a mniej doświadczonym turystom radzą zrezygnować z wycieczek w wyższe partie Tatr. Szlaki są pokryte warstwą zamarzniętego i śliskiego śniegu. Większość wypadków, do których doszło, to wynik poślizgnięcia.
Do tragedii doszło po słowackiej stronie Tatr. Wczoraj zginęło tam dwóch turystów z Czech. Jeden spadł kilkaset metrów na podejściu do schroniska Téryego, a drugi na szlaku na Sławkowski Szczyt. Towarzysząca mu kobieta z ciężkimi obrażeniami trafiła do szpitala. Dziś rano turysta z Polski podczas wyjścia w Dolinie Małej Zimnej Wody poślizgnął się na śniegu i spadł. Ciężko rannego turystę odnaleziono po około godzinie. Ratownicy zabrali go śmigłowcem do Starego Smokowca. Mimo udzielonej pomocy 25-latek zmarł.
Po polskiej stronie Tatr doszło do kilku podobnych wypadków. Na szczęście ofiary żyją - zostały przetransportowane przez TOPR-owców do szpitali.
Ratownicy przypominają, że przy tak trudnych warunkach konieczne są raki, czekan i przede wszystkim doświadczenie w posługiwaniu się tym sprzętem. W podobnych warunkach na przełomie 2015 i 2016 roku, w ciągu tygodnia w Tatrach zginęło 12 osób, a kilkadziesiąt zostało rannych.
Przy okazji incydentu komendant zakopiańskiej policji zaapelował do turystów, którzy odpoczywają teraz na Podhalu, o rozsądek. Prosił, żeby każde wyjście w góry zaplanować. Zawsze zabrać dodatkowe ubrania oraz coś ciepłego do jedzenia lub picia. jeśli wędrujemy z dziećmi należy wyjść na wycieczkę dużo wcześniej i zaplanować tak powrót, żeby w górach nie zastał nas zmrok.