2 lutego w miejscowości Czarne (woj. pomorskie) na przejściu dla pieszych doszło do wypadku. Pracownik więzienia Robert W. wjechał w 64-letnią Ewę Lewandowską samochodem marki peugeot. Kobieta miała pękniętą miednicę, spojenie łonowe, połamane nogi, przemieszczone organy. - Tak naprawdę nie miała szans na przeżycie - powiedziała w rozmowie z reporterami telewizji Polsat Jolanta Świętochowska, córka pani Ewy. Rana kobieta zmarła w szpitalu kilka godzin po wypadku.
Okoliczności wypadku nie są jasne. W ich wyjaśnieniu pomogłoby nagranie z monitoringu, jednak miejska kamera, która wisiała tuż nad przejściem dla pieszych, skierowana była na miejską bombkę. Córki pani Ewy zarzucają burmistrzowi, że „zrobił sobie prywatny monitoring”.
Cenniejsze jest życie ludzkie niż 11 tys. zł, które można naprawić, które można gdzieś tam poprawić. Jeżeli miałbym świadomość, że ta kamera przyczyni się do wyjaśnienia tego tragicznego wypadku, to bym przekierował ją na przejście dla pieszych, które się tam znajduje
– tłumaczył Piotr Zabrocki, burmistrz miasta Czarne, w rozmowie z telewizją Polsat. Decyzją burmistrza kamera strzegła bombki przed wandalami.
Z powodu braku dowodów, prokuratura w Człuchowie umorzyła śledztwo. Prokuratorom nie udało się ustalić, z jaką prędkością szła kobieta. Mimo podeszłego wieku, reumatyzmu i chorych kolan, śledczy podejrzewają, że mogła przebiegać przez pasy. Prokuratura nie ma też pewności, z jaką prędkością poruszał się samochód, ani czy kierowca nie korzystał w tym czasie z telefonu. W rozmowie z dziennikarką Interwencji prokurator Jarosław Kurowski stwierdził, że prokuratura "nie ma jak tego sprowadzić". Na sugestię dziennikarki, że wystarczy poprosić operatora o bilingi, odpowiedział „No tak, przyznaję, że tego wariantu nie sprawdzaliśmy”.
Gigantyczna zmiana: premierem został Mateusz Morawiecki. "Ostatnie takie poruszenie widziano, jak wizytował nas Nixon" [MAKE POLAND GREAT AGAIN]