Ciepło można ukraść - przez ściany. Jeśli nie ogrzewamy naszego mieszkania, możemy tym szkodzić interesom naszych sąsiadów, a Wspólnota ma prawo zmusić nas do włączenia kaloryfera - wynika w wyroku sądu, o którym pisze "Rzeczpospolita".
Sprawa zaczęła się od konfliktu mieszkanki jednego z łódzkich osiedli z jej wspólnotą. Kobieta prawie nie odkręcała kaloryfera, argumentując, że m.in dzięki nowym oknom temperatura w jej mieszkaniu prawie nie spada poniżej 18 stopni Celsjusza. Ta temperatura wystarczała jej - ale nie zarządcom wspólnoty. Ich zdaniem niedogrzewanie mieszkania wpływa na kondycję budynku.
Jednak przede wszystkim w mieszkaniu miało być dosyć ciepło dzięki sąsiadom. Podczas gdy kobieta prawie nie płaciła za ogrzewanie, ci z lokali obok mieli nieproporcjonalnie wysokie rachunki. Sprawa trafiła do sądu. Teraz ten zdecydował, że owszem, każdy ma prawo do oszczędzania na ogrzewaniu - nie może jednak naruszać tym interesów sąsiadów i "kraść" ciepła przez ściany. Zaś wspólnota zdecydowała, że każdy lokal będzie musiał ponieść pewien minimalny koszt ogrzewania.
Ustalenie minimalnego zużycia to jedna z metod walki z "niedogrzewającymi" lokatorami. Przy wymianie grzejników w 2014 roku inna spółdzielnia z Łodzi zamontowała regulatory, które... zaczynają się od "dwójki" - pisał wtedy "Dziennik Łódzki".
Niektórzy mieszkańcy byli oburzeni i narzekali, że nie da się całkowici zakręcić kaloryferów, a nawet na "dwójce" grzeją dla nich za mocno. Wtedy spółdzielnia tłumaczyła to podobnie jak w sprawie, która trafiła do sądu. Po pierwsze - niska temperatura źle wpływała na stan budynku. Po drugie - w nieogrzewanych mieszkaniach było dość ciepło dlatego, że sąsiedzi grzali dużo mocniej, niż byłoby to potrzebne w przeciwnym wypadku.
Wreszcie ranking, w którym nie mamy konkurencji. "Polska jest w smogu naprawdę dobra" [MAKE POLAND GREAT AGAIN]