Byli zmarznięci i zmęczeni, ale nie wpuszczono ich do schroniska. Spali w Tatrach pod wiatą

Dwaj mężczyźni twierdzą, że zostali odprawieni z kwitkiem ze schroniska PTTK Morskie Oko w Tatrach Wysokich. Był wieczór, byli przemarznięci, nie dostali nawet wody. Kierownictwo schroniska odpowiada, że to nieporozumienie, a turystów ktoś wprowadził w błąd.

Panowie Łukasz Kulon i Seweryn Libert swoją relację opisali na fanpage'u "Hoop Hoop Pod Górę". Jak twierdzą mężczyźni, w sobotę ok. godz. 20.30 dotarli z Doliny Pięciu Stawów do schroniska PTTK Morskie Oko.

"Po dotarciu pod drzwi Schroniska PTTK Morskie Oko, na schodach nie zdążyliśmy otrzepać butów ze śniegu, ani złożyć kijów, a tym bardziej złapać za klamkę, a już otrzymaliśmy informację, cytuję: 'schronisko jest całe wykupione i nie możecie tu wchodzić!' Grzecznie zapytaliśmy czy dostaniemy chociaż gorącą wodę aby napełnić puste termosy. Cytuję: 'nie ma żadnej wody, nie możecie tu wchodzić'" - czytamy w relacji mężczyzn.

"Schronisko PTTK jak sala bankietowa"

Turyści poszli także do znajdującego się opodal drugiego budynku schroniska. "Na wejściu przed lokalem stała młodzież może w wieku licealnym słaniająca się na nogach, pewnie ze zmęczenia ledwo zaciągać się papierosem zdołała wydeklamować iż wody tu nie ma.. " - piszą panowie.

Ostatecznie zatrzymali się w barze na Włosienicy, a dokładnie w sąsiedztwie baru. "Pracownik ze zrozumiałych względów w obawie o swoją pracę nie mógł nam udzielić noclegu w środku lokalu. Jednak widząc nasze zmęczenie nie chciał puścić nas na dół, spytał się czy mamy sprzęt do biwakowania i udostępnił nam wnękę, która składała się z trzech ścian i dachu (...). W takich pięknych okolicznościach przyrody spędziliśmy noc" - piszą turyści.

"Prośmy was, abyście tego posta udostępniali wszędzie gdzie możecie, bo to jest chyba przesada, aby ze schroniska robić salę bankietową" - piszą Kulon i Libert.

"Schronisko było otwarte"

Na historię Łukasza Kulona i Seweryna Liberta zareagowało kierownictwo schroniska - Maria, Patrycja i Jakub Łapińscy. Jak twierdzą osoby zarządzające schroniskiem, doszło do nieporozumienia.

"Nie jesteśmy w stanie ustalić, kto udzielił Panom takich informacji jak te, że nie mogą wejść do środka, oraz że nie dostaną wody - z naszego punktu widzenia jest to sytuacja, która nie powinna mieć miejsca, ale niestety ani Panowie opisujący zdarzenie nie umieli nam telefonicznie odpowiedzieć z kim rozmawiali, ani my nie byliśmy w stanie ustalić tego za pomocą monitoringu" - czytamy w oświadczeniu kierownictwa. 

Łapińscy przekonują, że schronisko było otwarte, można było też wziąć wrzątek i otrzymać posiłek. "Niestety nie jesteśmy w stanie ponosić odpowiedzialności za »kogoś« (nie wiemy czy był to uczestnik imprezy, czy może turysta - bo akurat tej nocy nocowało 7 osób, które szukały schronienia i go otrzymały)" - twierdzą.

Kierownictwo przekonuje również, że w schronisku były wówczas wolne miejsca noclegowe dla turystów. Łapińscy zobowiązali się, że na głównych drzwiach budynku pojawi się informacja co do możliwości kontaktu z personelem i instrukcja, jak dostać się do budynku nocą.

Jeśli troszczysz się o zwierzęta, nie wyrzucaj śmieci do lasu