Kobieta zgwałcona na komendzie zabiera głos. "Bałam się, że nie wyjdę stamtąd żywa"

25-latka trafiła na komendę policji w Brodnicy jako świadek, w celu złożenia zeznania. Gdy wyszła do toalety, 38-letni funkcjonariusz poszedł za nią i tam zgwałcił. Kobieta spędziła później kilkanaście godzin w celi.

Do zdarzenia doszło w nocy z sobotę na niedzielę. Przebywająca na komendzie 25-latka poprosiła o wypuszczenie z celi, by móc zapalić papierosa w toalecie. Za nią poszedł Krzysztof G., policjant z 13-letnim stażem i tam ją zgwałcił.

- Mogłam krzyczeć, ale to by nic nie dało, bo nikogo innego tam nie było. Bałam się, że dostanę pałą i nie wyjdę stamtąd żywa - powiedziała kobieta w rozmowie z "Faktem". Dziennik podał, że policjant ma czarny pas w karate, w związku z czym drobna kobieta nie miała szans się przed nim obronić. 

Kobieta miała po zgwałceniu spędzić w celi 12 godzin. Dopiero, gdy jej oprawca skończył służbę, mogła zgłosić gwałt jego zmiennikowi, który wypuścił ją do domu. 25-latka opowiedziała mężowi, co się stało i pojechała do szpitala na obdukcję. 

Zarzuty i zwolnienie z policji

38-letni policjant usłyszał już prokuratorskie zarzuty. - Policjant został przesłuchany, usłyszał zarzuty. Do sądu został skierowany wniosek o zastosowanie aresztu tymczasowego na okres trzech miesięcy - mówiła w rozmowie z Gazeta.pl prokurator Alina Szram z Prokuratury Rejonowej w Brodnicy.

Jego przełożeni uznali, że mężczyzna naruszył dyscyplinę służbową i zwolnili go z uwagi na ważny interes służby. Wcześniej, od momentu otrzymania zgłoszenia, Krzysztof G. był zawieszony. 

Zarzuty dotyczą przekroczenia uprawnień funkcjonariusza publicznego i zgwałcenia przy użyciu podstępu i przemocy pokrzywdzonej. Krzysztofowi G. grozi od 2 do 12 lat więzienia. Śledczy ze względu na dobro ofiary nie ujawniają, czy mężczyzna przyznał się do winy i jaka była treść jego wyjaśnień.

Więcej o: