Podudzia kurczaka świeciły w ciemności. Pani Małgorzata zgłosiła to do sanepidu

Podudzia kurczaka świecące w ciemności - z takim przypadkiem zetknęli się inspektorzy z jednego z małopolskich sanepidów. Kontrola w supermarkecie, z którego pochodziło mięso, nie wykazała nieprawidłowości.

Pani Małgorzata w jednym z supermarketów na terenie powiatu gorlickiego (woj. małopolskie) kupiła podudzia kurczaka. W domu przyprawiła mięso i zostawiła je na stole w kuchni. Kiedy wieczorem wróciła do pomieszczenia, zobaczyła, że mięso świeci w ciemności. 

- W pierwszej chwili pomyślałam, że ktoś zostawił na stole wyciszony telefon, który teraz dzwoni. Podeszłam do stołu i to, co zobaczyłam, po prostu mnie przeraziło. Mięso świeciło, to było takie światło jak od odpustowych figurek - relacjonuje kobieta w rozmowie z "Gazetą Krakowską". Następnego dnia pokazała podudzia kurczaka pracownikom Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Gorlicach.

Sanepid: Mięso w sklepie było świeże

Pracownicy stacji natychmiast pojechali do sklepu, w którym pani Małgorzata kupiła podudzia. Nie stwierdzili niczego niepokojącego. - Partia, z której pochodzi produkt, wyniosła 5 kilogramów. Pani Małgorzata kupiła 1,1 kg. Na miejscu zrobiliśmy kontrolę całego stoiska mięsno-wędliniarskiego, wykonaliśmy też próbę w ciemności, by sprawdzić, czy mięso w sklepie także świeci. Okazało się, że nie zaobserwowano efektu fluorescencji - stwierdza w rozmowie z portalem Gazeta.pl Jadwiga Wójtowicz, Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w Gorlicach.

Jak przyznaje przedstawicielka stacji, na mięsie kupionym przez panią Małgorzatę rzeczywiście "widać było poblask".  - Mogło to być spowodowane przez kilka czynników. Mięso najprawdopodobniej było źle przechowywane, według naszych informacji przez kilka godzin znajdowało się poza lodówką w nieodpowiedniej temperaturze. Do tego mieszanka przypraw, z której korzystała klientka. Nie wiadomo, czy w przyprawie nie było związków, które mogły wywołać efekt fluorescencji - tłumaczy.

Pani Małgorzata zabrała od razu podudzia ze sobą, nie zostawiła pracownikom sanepidu swoich danych, ani dowodu zakupu. - Zaniepokoiła się gdy usłyszała, że wybieramy się na interwencję do sklepu. Zaproponowaliśmy, że przebadamy mięso w trybie interwencji konsumenckiej w laboratorium w Krakowie. Czekałam w środę jeszcze godzinę po zamknięciu stacji, aż pani przywiezie podudzia z powrotem. Niestety, nie doczekaliśmy się ich - podkreśla Jadwiga Wójtowicz. 

Większość żywności zawiera dodatki oznaczane literą "E". Czym one dokładnie są?