27-letni Konrad K. przyznał się do stawianych mu zarzutów, ale zmienia zeznania. Raz mówi, że atak planował od dawna, raz, że wręcz przeciwnie. Tymczasem po ataku w Stalowej Woli padają pytania nie tylko o napastnika, ale też ochronę w centrum handlowym.
"Fakty" TVN rozmawiały z chcącą zachować anonimowość pracownicą centrum. Stawia ona poważne zarzuty wobec jakości ochrony. Ocenia ona, że ochrona była "w złej kondycji". - Panowie, jak nie palą fajek na zewnątrz, to piją kawę, a w tej chwili zniknęli wszyscy - mówiła.
Przedstawiciele galerii na razie bardzo oszczędnie odpowiadają na pytania dotyczące ochrony i zachowania ochroniarzy w trakcie i po ataku. Właściciel galerii zapewnia, ze wyjaśnia sytuację. Wiadomo jedynie, że w momencie ataku w centrum pracował czterech ochroniarzy. Działaniem pracowników ochrony na razie nie zajmuje się prokuratura.
Starosta powiatowy Stalowej Woli Janusz Zarzeczny mówił z kolei na konferencji, że ochrona powinna być lepiej przygotowana i wyposażona np. w paralizatory - podaje TVN24.pl
Przypomnijmy, do ataku nożownika doszło w piątek po południu w jednej z galerii handlowych w Stalowej Woli. 27-latek ranił tam dwoma wojskowymi bagnetami przypadkowe osoby. W wyniku obrażeń zmarła 51-letnia kobieta, pozostałe 9 osób trafiło do szpitala. Dwie z nich są w stanie krytycznym.
Konrad K. usłyszał zarzut zabójstwa oraz usiłowania wielokrotnego zabójstwa. Grozi mu za to nawet dożywocie. Na wniosek prokuratury sąd zdecydował o aresztowaniu go na trzy miesiące.