W niedzielę rano pani Wiesława wraz dwoma psami wybrała się do pobliskiego lasu na grzybobranie. W rozmowie z serwisem Bisztynek.wm.pl jej brat opowiada, że w pewnym momencie kobieta usłyszała strzał i skowyt zwierzęcia.
Amor, bo tak nazywał się pies, miał wówczas paść pod myśliwską amboną, a do niej samej miał zgłosić się leśniczy leśnictwa Kamieniec. Mężczyzna przyznał się jej do oddania strzału, jednocześnie przepraszając i prosząc, by nie nagłaśniała sprawy. Miał nawet zaoferować jej w zamian dwa inne psy z hodowli oraz karmę.
Pani Wiesława nie zgodziła się jednak na to i wezwała policję, która wyjaśnia teraz okoliczności zdarzenia. O sprawie został już poinformowany nadleśniczy Nadleśnictwa Bartoszyce.
Kobieta relacjonuje, że mężczyzna tłumaczył, iż oddał strzał, by uchronić swojego myśliwskiego psa przed rzekomo agresywnym Amorem. Ta jednak przekonuje, że jej zwierzę wcale nie było agresywne, tylko kopało w ziemi. - Strach iść do lasu, jeśli tam polują tacy myśliwi - mówi pani Wiesława.