Gdzie jest złoto z afery Amber Gold? Marcin i Katarzyna P. chcieli ukryć je u "Jacka"

Były szef biura bezpieczeństwa Amber Gold powiedział sejmowej komisji śledczej, że trzy razy przewoził "pewne ilości złota". Zeznał też, że pod koniec działalności piramidy jej właściciele chcieli ukryć sztabki przed ABW.

Komisja ds. Amber Gold przesłuchała we wtorek byłych dyrektorów, którzy pracowali w spółce należącej do Marcina P. Zeznania złożył b. szef biura bezpieczeństwa Krzysztof Kuśmierczyk oraz Piotr Pisarek, który kierował departamentem technicznym.

Złoto ukryte w klasztorze?

Kuśmierczyk zeznał przed komisją, że ofertę pracy znalazł na jednym z portali. Do jego obowiązków należało m.in. wyposażenie placówek w systemy alarmowe, kontrolę dostępu, kamery, pisanie procedur dotyczących zachowania się pracowników w placówce.

- A czy chodziło również o zabezpieczenie złota i platyny? - dopytywał Tomasz Rzymkowski z Kukiz'15.

- Nie wiedziałem, do momentu aż zostałem poproszony o przewiezienie z BGŻ złota, że je posiada spółka - odparł i przyznał, że trzy razy przewoził "pewne ilości złota". 

Stwierdził również, że pod koniec działalności Amber Gold Marcin i Katarzyna P. chcieli przenieść je w bezpieczne miejsce, argumentując to możliwością zajęcia sztabek na przykład przez ABW.

Sprawę przeniesienia złota Krzysztof Kuśmierczyk omawiał w mieszkaniu Marcina i Katarzyny P. Wyjaśnił, że wówczas po raz pierwszy usłyszał imię „Jacka”, gdy jego przełożeni rzucili pomysł zawiezienia złota do tej osoby.

Członkowie komisji próbowali ustalić, czy postać „Jacka” jest powiązana z wizytami państwa P. w Klasztorze Ojców Dominikanów w Gdańsku. Na spotkania zawoził ich właśnie Krzysztof Kuśmierczyk. - Była to starówka gdańska. Pierwszy raz, jak prosili o podwiezienie do pana Jacka, czy do tego klasztoru, to wysadziłem ich za prokuraturą. Oni poszli piechotą - wyjaśnił .

Kuśmierczyk nie potwierdził tezy, aby złoto z Amber Gold miało zostać ukryte w klasztorze. 

O co chodzi w sprawie Amber Gold?

Od marca 2016 roku przed gdańskim sądem okręgowym trwa proces Marcina i Katarzyny P. Według śledczych, Marcin P. i jego ówczesna żona oszukali w latach 2009-2012 blisko 19 tys. klientów spółki. Od początku przy zawieraniu umów byli wprowadzani w błąd, zapewniano ich, że za pieniądze kupowane będzie złoto, srebro lub platyna, co potwierdzać miały wystawiane certyfikaty. Lokaty rzekomo miały być ubezpieczone i gwarantowane przez Fundusz Poręczeniowy AG, na który klienci musieli wpłacać 1 proc. wartości każdej lokaty.

Prokuratura ustaliła, że spółka Amber Gold była tzw. piramidą finansową, a oskarżeni bez zezwolenia prowadzili działalność polegającą na gromadzeniu pieniędzy klientów parabanku.

Oprócz tego zarzuca się im także pranie pieniędzy wyłudzonych od klientów parabanku. Oskarżeni wielokrotnie - według śledczych - przelewali je na różne konta bankowe m.in. spółek grupy Amber Gold oraz innych podmiotów i osób. Katarzyna P. i jej mąż pieniądze pozyskane z lokat wydawali m.in. na finansowanie nieistniejących już linii lotniczych OLT Express. Część dochodów szła też na wynagrodzenia. Ustalono, że z tego tytułu oskarżeni wypłacili sobie 18,8 mln zł.

Zobacz także: Trudne przesłuchanie teściowej szefa Amber Gold. "Pani wie, że to można zweryfikować w internecie?"

Teściowa szefa Amber Gold nie chciała odpowiadać na pytania komisji. Mikrofon wyłapał więcej

Więcej o: