Łagodne zarzuty dla policjantów w sprawie śmierci Igora Stachowiaka. "Niejasna ekspertyza"

Poznańska prokuratura postawiła czterem byłym policjantom zarzuty przekroczenia uprawnień oraz znęcania się nad Igorem Stachowiakiem. Fundacja Helsińska zauważa, że kluczowa dla sprawy opinia biegłych pozostawia wiele wątpliwości.

Jeden z byłych policjantów przez sześć godzin składał we wtorek wyjaśnienia, trzej pozostali odmówili. Żaden z nich nie przyznał się do winy.

Igor Stachowiak został zatrzymany przez policję 15 maja ubiegłego roku na rynku we Wrocławiu. W komisariacie został kilkakrotnie rażony paralizatorem, wkrótce zmarł.

Zdaniem prokuratury, zatrzymanie Stachowiaka było zasadne. Jednocześnie Prokuratura Krajowa podkreśla w komunikacie, że zastosowane środki przymusu bezpośredniego nie były adekwatne do zagrożenia (użycie paralizatora, gdy zatrzymany miał ręce skrępowane z przodu kajdankami, szarpanie, popychanie i lżenie).

"Takie postępowanie funkcjonariuszy naruszało godność, nietykalność cielesną i prawo Igora Stachowiaka do ludzkiego traktowania" - napisała Prokuratura Krajowa w komunikacie.

Zdaniem prokuratury, postępowanie policjantów nie przyczyniło się jednak do śmierci Igora Stachowiaka. W opinii biegłych, na którą powołuje się prokuratura, zmarł on "z powodu niewydolności krążeniowo-oddechowej po zażyciu środków psychoaktywnych".

Wątpliwa ekspertyza biegłych?

We wtorek Onet.pl ujawnił kolejną ekspertyzę biegłych, z której ma wynikać, że to nie działania policjantów, a zażycie narkotyków było przyczyną śmierci mężczyzny.

Poznańska "Gazeta Wyborcza" zwraca uwagę, że przekroczenie uprawnień to najłagodniejsze zarzuty, jakie w tej sprawie mogli usłyszeć policjanci z Wrocławia

Jak pisze, z opinii medyków wynika, że działania policjantów pośrednio mogły przyczynić się do śmierci Stachowiaka, ale zarazem nie można udowodnić ich związku przyczynowego z jego śmiercią „z pewnością wymaganą w prawie karnym”.

– Ta opinia nie jest jasna. Prokuratura powinna skorzystać z możliwości powołania kolejnych biegłych, być może z zagranicy, bo w Polsce to pierwszy przypadek zgonu po użyciu paralizatora – powiedział "Gazecie" Marcin Wolny z Fundacji Helsińskiej.

– Sprawa jest trudna, bo nawet śmiertelne użycie paralizatora nie pozostawia śladów, które dałoby się wykryć podczas sekcji zwłok. Być może dlatego biegli we wnioskach są wstrzemięźliwi - podkreślił.

Prawnik zwraca uwagę, że w podobnych przypadkach w USA również powoływano się na „excited delirium” (psychoza po zażyciu narkotyków): – To był argument, który miał zdejmować odpowiedzialność z paralizatora i policjantów. Niepokoi nas, że podobnie wygląda to teraz w sprawie Igora Stachowiaka - mówi Wolny poznańskiej "Wyborczej"

Sprawa przyspieszyła w maju

O sprawie śmierci Igora Stachowiaka było przez dłuższy czas cicho. Aż do maja tego roku, kiedy dziennikarze programu "Superwizjer" TVN24 ujawnili między innymi nagrania z kamer, które są wbudowane w paralizatory. Igor Stachowiak skuty kajdankami, niestawiający oporu, był rażony prądem. Wszystko działo się w toalecie na komisariacie.

Po tym śledztwo przyspieszyło, a w policji doszło do fali zwolnień i odwołań. Stanowiska stracili: komendant wojewódzki policji we Wrocławiu, jego zastępca nadzorujący pion prewencji oraz szef komendy miejskiej we Wrocławiu. Zwolniono też policjanta, który użył paralizatora wobec Igora Stachowiaka.

Koniec z policyjną przemocą. Polscy funkcjonariusze będą nosić kamery na mundurach

Więcej o: