Wychowywany przez samotną matkę Mateusz spędził nad morzem w sumie dwa tygodnie wraz z grupą 50 innych podopiecznych. Wyjazd organizowało katowickie kuratorium we współpracy z firmą wyłonioną w przetargu. - Kierowniczka kolonii to osoba z wieloletnim stażem i doświadczeniem. Zapewniła, że otoczy Mateusza specjalną opieką - mówi "Wyborczej" matka chłopca.
Przez telefon Mateusz zapewniał, że jest wszystko w porządku. Dopiero po powrocie okazało się, że w trakcie wakacji padł ofiarą innych dzieci. Na policzku miał czerwoną szramę, a na plecach otarcia i wymalowane markerem penisy. Chłopiec opowiadał, że bił bity przez kolegów z pokoju i wyzywany od "cweli". Relacjonował, że wychowawczyni mówiła wówczas jedynie, by chłopcy się uspokoili.
Co na to kierowniczka kolonii i wychowawczyni? W rozmowie z nimi matka dziecka dowiedziała się, że jej syn był "niezaradny, zgubił buty na plaży, a poza tym przecież na koloniach dzieci zawsze sobie dokuczają".
Sprawa trafiła już na policję. Funkcjonariusze będą badać wątek znęcania się nad Mateuszem przez nieletnich współkolonistów w wieku od 8 do 12 lat. Drugi wątek to nieprawidłowości w sprawowaniu opieki nad kolonistami, jakich mieli dopuścić się wychowawcy.
Czytaj więcej na Gliwice.wyborcza.pl