Policja zapewnia, że "nie dopuściła do eskalacji" ustawki na A1. Jest jednak dymisja w Łodzi

Zastępca komendanta wojewódzkiej policji w Łodzi inspektor Dariusz Walichnowski został odwołany. To efekt oceny sobotniego zabezpieczenia kibiców na autostradzie A1.

W bójce na parkingu przy autostradzie w Krzyżanowie Wschodnim brali udział kibice Stali Stalowa Wola i Górnika Zabrze, którzy jechali na mecze do Stargardu i Gdańska. Obrażenia odniosły 3 osoby, droga była zablokowana na wiele godzin, a po wszystkim kibicom... pozwolono odjechać.

Postępowaniem policji w tej sprawie zajął się wiceminister spraw wewnętrznych Jarosław Zieliński. Spotkał się z komendantem głównym policji nadinsp. Jarosławem Szymczykiem i komendantem wojewódzkim w Łodzi insp. Andrzejem Łapińskim.

Po tym spotkaniu łódzka policja wydała komunikat, w którym czytamy, że "policjanci sprawnie i profesjonalnie zabezpieczyli miejsce starcia chuliganów i nie dopuścili do eskalacji konfliktu".

Negatywnie jednak oceniono wcześniejsze zabezpieczenie tych grup kibiców, które dopuściło do spotkania się zwaśnionych grup na jednym parkingu.

"Sprawę bada też Biuro Kontroli KGP"

Odwołanie insp. Dariusza Walichnowskiego odpowiedzialnego w komendzie wojewódzkiej za prewencję wynika z faktu, że odpowiadał za prawidłowe rozplanowanie działań policji i nadzór nad realizacją zabezpieczenia przejazdu kibiców.
Wciąż w łódzkiej komendzie wojewódzkiej prowadzone są czynności wyjaśniające a sprawę bada też Biuro Kontroli KGP.

Już wczoraj wiceminister Jarosław Zieliński powiedział, że błędu służb upatruje nie w zabezpieczeniu miejsca, w którym doszło do starcia kibiców dwóch drużyn, ale we wcześniejszym zabezpieczeniu ich przejazdu. Jarosław Zieliński powiedział, że źle się stało, iż doszło do spotkania kibiców dwóch drużyn w jednym miejscu.

Dodał, że policja na miejscu zdarzenia działała sprawnie nie dopuszczając do eskalacji starcia kibiców.
Podczas zabezpieczenia miejsca starcia grup kibiców policja zmuszona była użyć gazu łzawiącego i broni gładkolufowej na gumowe kule. Ponieważ policja musiała użyć środków przymusu, śledztwo zostało objęte nadzorem prokuratorskim.

Więcej o: