Już tradycyjnie zwolennicy stowarzyszenia Obywatele RP pojawili się w okolicach Krakowskiego Przedmieścia, by zablokować marsz uczestników miesięcznicy smoleńskiej. Jak zwykle przynieśli ze sobą białe róże - symbol sprzeciwu wobec wykorzystywania katastrofy z 2010 roku do celów politycznych.
Gorąco zrobiło się już przed godz. 20. - Policja siłą usuwa demonstrantów - informował nasz wysłannik Tomasz Golonko, który z bliska obserwuje zamieszanie.
Przez megafon funkcjonariusze uprzedzali, że zgromadzenie Obywateli RP jest nielegalne i służby będą używać środków przeznaczonych do usunięcia grupy - relacjonował nasz reporter. Jak opisywał, ludzie byli wynoszeni za ręce i nogi z okolic kościoła św. Anny, gdzie demonstranci siedzieli na ziemi. Protestujący byli przenoszeni przez policjantów za róg ul. Miodowej.
Miesięcznice smoleńskie okiem psychologa. Wywiad >>>
Wśród wynoszonych demonstrantów znaleźli się m.in.: lider Obywateli RP Paweł Kasprzak oraz Władysław Frasyniuk, przed laty działacz "Solidarności". - Ludzie wykrzykują policjantom w twarz, aby nie używali siły. Są bardzo duże emocje - relacjonował Golonko.
Policja, usuwając demonstrantów, powoływała się na art. 50 Kodeksu wykroczeń. Zgodnie z nim, "kto nie opuszcza zbiegowiska publicznego pomimo wezwania właściwego organu, podlega karze aresztu albo grzywny". Funkcjonariusze zatrzymywali osoby, które nie miały przy sobie dokumentu tożsamości. Tak było m.in. w przypadku Frasyniuka, który przedstawił się jako "Jan Kowalski".
Przygotowania do wieczornych uroczystości trwały przez cały dzień. Już rano służby wygrodziły reprezentacyjną część Warszawy, czyli jeden z odcinków na Krakowskim Przedmieściu w okolicach Pałacu Prezydenckiego.