Sposób działania przestępców jest prosty: pod nieobecność właściciela samochodu podnoszą maskę pojazdu i unieruchamiają go. Kiedy kierowca wraca i orientuje się, że nie może odjechać, wtedy "nagle" pojawiają wybawcy, którzy oferują się, że naprawią auto. Za błyskawiczną pomoc życzą sobie potem bardzo dużo pieniędzy.
Taka właśnie historia przydarzyła się w piątek jednej z łodzianek - pisze łódzka "Wyborcza". Gdy weszła do sklepu po zakupy, jej samochodem zainteresowało się dwóch mężczyzn. Po tym, jak wróciła do pojazdu, zaproponowano jej szybką naprawę. Za przysługę 44- i 74-latek zażądali od niej pół tysiąca złotych. Uznała, że to za dużo, dlatego po kryjomu wezwała na miejsce męża i policję. Wtedy okazało się, że moment uszkodzenia jej samochodu zarejestrowały kamery w sklepie. Mimo to mężczyźni wypierali się, że to oni są sprawcami. Teraz grozi im kara do 8 lat więzienia.
Jak nie dać się oszustom? - Trzeba zachować trzeźwość umysłu. Ci mężczyźni wykorzystali to, że ta pani znalazła się w wyjątkowo niekomfortowej sytuacji. Mogła na początku zapytać, czy oni nie oczekują czegoś w zamian za naprawę - mówi w rozmowie z TVN24 asp. Ada Sobieraj z łódzkiej policji.
Inni eksperci dodają, że w takich przypadkach możemy np. zrobić sobie zdjęcie z naszym "wybawicielem" (bo chcemy się tym pochwalić w internecie) albo jeszcze w trakcie trwania "naprawy" sprawdzić w telefonie standardowe ceny części, które zostały uszkodzone w naszym samochodzie.