Danuta Szaflarska urodziła się 6 lutego 1915 roku w odciętej od świata wiosce Kosarzyska na Sądecczyźnie. Już jako nastolatka lubiła występować na scenie, ale, jak sama przyznawała, wtedy nawet nie śmiała marzyć o profesjonalnej karierze.
- To było dla mnie nieosiągalne. Niby jak miałam zostać zawodową aktorką? - wspominała w filmie dokumentalnym „Inny świat” Doroty Kędzierzawskiej. Zamiast tego zdecydowała się na studia na Wyższej Szkole Handlowej. Wytrzymała dwa lata. Podczas przerwy świątecznej spędzanej w Nowym Sączu koledzy namówili ją, by zdawała do prestiżowego Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej w Warszawie. Udało jej się dostać, ale początki wcale nie były łatwe. Aby utrzymać się w stolicy, często nie dojadała. W szkole radziła sobie dobrze, ale była „za grzeczna”, wciąż brakowało jej pewności siebie.
Danuta Szaflarska Fot. Aleksander Prugar / Agencja Wyborcza.pl
Z kompleksów wyleczył ją w - trzeba przyznać - bardzo pomysłowy sposób profesor Aleksander Zelwerowicz. Kiedy była na drugim roku studiów, wykładowca zarzucił jej, że ma za małe oczy i zasugerował, że ta „wada” może przekreślić jej przyszłość w zawodzie. Zdenerwowana Szaflarska urządziła mu wtedy prawdziwą awanturę.
- Zapytałam go, co ja mam w takim razie zrobić - ponacinać sobie oczy?! Zapałki wstawić?! Zaczęłam na niego krzyczeć, a on... był przeszczęśliwy - wspominała. - Chciał w ten sposób przełamać moją nieśmiałość i zobaczył, że potrafię upomnieć się o swoje. A to znaczyło, że mogę być aktorką - dodała. Z tego spotkania wyniosła ważną lekcję. A na odchodnym profesor doradził jej, by zawsze podczas występów starała się ustawiać tak, by światło odbijało się od jej oczu.
Zadebiutowała w 1939 roku na deskach Teatru na Pohulance w Wilnie. Brała udział w powstaniu warszawskim jako łączniczka, występowała też w teatrach konspiracyjnych. Po zakończeniu wojny grała w Teatrze Starym w Krakowie, później w Teatrze Kameralnym w Łodzi, i wszystkich najważniejszych teatrach w Warszawie - m.in. Współczesnym, Narodowym Dramatycznym.
To właśnie podczas jednego z przedstawień w Krakowie dostrzegł ją Leon Buczkowski, kompletujący obsadę do swojego filmu „Zakazane piosenki”, pierwszej powojennej polskiej produkcji. Ekranowy debiut Szaflarskiej w 1946 roku rozpoczął nowy etap w jej karierze, a młoda aktorka szybko stałą się rozpoznawalna. Jeszcze w tym samym roku jej twarz pojawiła się na okładce pierwszego numeru magazynu „Film”, ugruntowując jej pozycję pierwszej gwiazdy powojennego kina.
Danuta Szaflarska Fot. Bartłomiej Barczyk / Agencja Wyborcza.pl
- Najbardziej cieszyliśmy się z Jurkiem [Duszyńskim - który partnerował Szaflarskiej m.in. w „Zakazanych piosenkach” i „Skarbie” - przyp. red.], że wreszcie będzie można się najeść do syta - mówiła w wywiadzie dla magazynu „Film”.
- Takie były czasy. Pierwszego dnia próbnych zdjęć dostałam jajecznicę ze skwarkami. Nie zapomnę tego smaku i mojego szczęścia. Za ten film otrzymaliśmy bardzo małe wynagrodzenia. Starczyło jednak na przeżycie. Po „Skarbie”, za który dostałam okrągły milion, mogłam już ubrać całą rodzinę, bo po powstaniu nikt nic nie miał.
Od lat 50. na ekranie pojawiała się regularnie, ale coraz częściej w drugoplanowych rolach, epizodach. Sama przyznawała po latach, że po upaństwowieniu kinematografii nie było dla niej miejsca w filmach o tematyce robotniczo-chłopskiej. Zagrała m.in. u Jana Rybkowskiego w „Dziś w nocy umrze miasto”, u Kazimierza Kutza w „Ludziach z pociągu” i u Tadeusza Konwickiego w „Dolinie Issy”.
Na dobrą sprawę kino upomniało się o nią ponownie dopiero w latach 90. - Tak się życie ułożyło. Na ekranie istniałam tylko na początku kariery, a potem dopiero dzięki Dorocie [Kędzierzawskiej - przyp. red.] i Filipowi Zylberowi. [...] Gdyby nie Dorota Kędzierzawska, dawno by mnie już chyba nie było - mówiła w wywiadzie dla „Filmu”.
Z Kędzierzawską nakręciła trzy filmy, „Diabły, diabły” z 1991 roku, za które zdobyła Złote Lwy dla najlepszej aktorki drugoplanowej, „Nic” z 1998 roku oraz słynne „Pora umierać”. Wybitna rola samotnej, pogodnej starszej pani przyniosła jej ponownie Złote Lwy (tym razem dla aktorki pierwszoplanowej), Orła i Złotą Kaczkę.
- Jak przestanę grać, to wtedy już mogę umrzeć - mówiła w dokumencie „Inny świat”. Mimo zaawansowanego wieku wciąż była aktywna zawodowo. Grała drobne role w filmach, występowała w teatrze. W ostatnich latach życia wystąpiła m.in. w „Jeszcze nie wieczór” Jacka Bławuta (2008), „Janosiku. Prawdziwej historii” Kasi Adamik i Agnieszki Holland (2009) i w kontrowersyjnym „Pokłosiu” Władysława Pasikowskiego.
Kiedy w 2010 roku dostała etat w Teatrze Rozmaitości, żartowała, że to dlatego, że nie ma za dużej konkurencji. Właśnie na deskach warszawskiego teatru odegrała swoją najlepszą rolę ostatnich lat, Babcię w „Między nami dobrze jest” Grzegorza Jarzyny na podstawie tekstu Doroty Masłowskiej.
Danuta Szaflarska oprócz talentu i pracowitości miała w sobie przede wszystkim niesamowitą radość życia. Zarażała innych entuzjazmem i optymizmem, zaskakiwała ostrym jak brzytwa poczuciem humoru połączonym z niezwykłą wrażliwością. Twardo stąpała po ziemi i nie pozwalała, by niepowodzenia ją złamały. „Żeby coś dobrze zrobić, trzeba bardzo pracować”, powtarzała. Była niesamowicie ciepłą osobą, która energią mogłaby obdzielić kilku młodzików.
– Wydaje mi się, że to kwestia mojego charakteru. Trzeba po prostu cieszyć się każdym dniem. Ksiądz Popiełuszko, mój serdeczny przyjaciel, zawsze powtarzał: „nie ma lekko” - mówiła podczas spotkania z widzami na festiwalu Tofifest w 2014 roku. - Kiedy powiem sobie coś takiego, od razu robi mi się radośnie. Jeśli przytrafia mi się coś złego, nie trzeba się martwić. Należy cieszyć się ze spotkań z ludźmi, z tego, że kwiaty są piękne, że zjadło się dobre ciastko [śmiech]. To zależy od usposobienia, ale myślę, że żyję tak długo, bo kocham życie, moją pracę, ludzi, rodzinę, przyjaciół - podsumowała Szaflarska.
Danuta Szaflarska nie żyje. Wybitna aktorka miała 102 lata. Za to ją kochaliśmy