MON w rozmowie z gazeta.pl na razie nie potwierdził informacji o zwolnieniu rzecznika, którą jako pierwsze podało radio RMF FM.
Oficjalna wersja jest taka, że Misiewicz przebywa na urlopie. Później na Twitterze ministerstwa pojawiła się informacja: "Dementujemy doniesienia medialne. W sprawie @MisiewiczB nic się nie zmieniło. Rzecznik przebywa na urlopie".
Chwilę później do sprawy odniósł się sam Misiewicz. "Nawet na urlopie mam medialną dezinformację..." - napisał.
RMF FM uzupełniło swój artykuł o informację o tym, że być może Macierewicz zostawi Misiewicza "na mniej eksponowanym stanowisku".
W weekend informowaliśmy, że nazwisko i zdjęcie Misiewicza zniknęło ze strony resortu.
O tym, że rzecznik MON może być odwołany, ale "tego nie wiemy" mówił w porannej rozmowie z Robertem Mazurkiem (a dokładnie w części rozmowy, dostępnej tylko w internecie) marszałek Senatu Stanisław Karczewski. Stwierdził, że minister niedługo poinformuje o swoich decyzjach ws. swojego rzecznika. Dziś ma odbyć się konferencja prasowa, na której "będzie można zapytać" - dodał.
- Limit przypadków Misiewicza został wyczerpany - powiedział Karczewski.
Zainteresowanie mediów Misiewiczem to jest wizerunkowy problemem dla PiS - przyznał z kolei w rozmowie z "Do Rzeczy" sam Jarosław Kaczyński.
O Misiewiczu było ostatnio głośno z powodu imprezy, w której - według relacji mediów - miał uczestniczyć w Białymstoku. Ale impreza to nie pierwszy raz, gdy Misiewicz wywołał kontrowersje. Do prokuratury trafiła sprawa rzekomego proponowania stanowisk członkom PO. Śledztwo umorzono, a w grudniu Misiewicz wrócił do pełnienia stanowisk w MON (na czas wyjaśniania sprawy był zawieszony).
Kontrowersje wywołało też m.in. przyznanie mu złotego medalu za "Za zasługi dla obronności kraju", czy też fakt, że żołnierze salutowali mu i witali słowami "czołem panie ministrze".
Bartłomiej Misiewicz jako 20-latek, tuż po katastrofie smoleńskiej, wstąpił do PiS. Od początku współpracował z Antonim Macierewiczem. Już dwa lata później był członkiem Rady Politycznej tej partii.
Kiedy PiS objął rządy w 2015 r., został rzecznikiem MON, szefem gabinetu politycznego Antoniego Macierewicza oraz pełnomocnikiem ds. Centrum Eksperckiego kontrwywiadu NATO. Dziennikarze wytykali mu wówczas, że pracował jedynie w aptece, a także podnosili kwestię jego wykształcenia, na co odpowiadał, że jego awans był „oparty na dziewięcioletniej pracy, a tym samym zdobytej wiedzy i nabraniu kompetencji”.