MSZ stworzyło listę. Mają być wizytówką Polski na świecie. Nie wszystkim z nich to odpowiada

Instytuty Polskie otrzymały listę osób, które "warto zapraszać". Wśród nich m.in. Cezary Gmyz, Tomasz Terlikowski i inni sympatycy PiS - opisuje "Gazeta Wyborcza". - To było dla mnie nieprzyjemne zaskoczenie - mówi nam dziennikarka, której nazwisko pojawiło się na liście.

24 Instytuty Polskie, finansowane przez MSZ, mają za zadanie promować polską kulturę na świecie. To nie może odbywać się bez udziału ''ludzi kultury''. 

Według "Gazety Wyborczej" ministerstwo przygotowało dla dyrektorów placówek listę ok. 150 osób, które sugeruje się zapraszać do udziału w wydarzeniach, organizowanych przez placówki. 

Jest na niej wiele osób sympatyzujących z obecną władzą: m.in. Jan Pietrzak, Cezary Gmyz, Tomasz Terlikowski, Jan Pospieszalski, Jerzy Targalski. Wielu z nich to pracownicy lub współpracownicy prawicowych mediów.

Brakuje za to wielu ważnych nazwisk dla polskiej kultury i cenionych za granicą - pisarzy jak Olga Tokarczuk czy Andrzej Sapkowski, czy też nagrodzonego Oscarem za „Idę” Pawła Pawlikowskiego. 

"Byłam nieprzyjemnie zaskoczona obecnością na tej liście"

Są też osoby niekojarzone z środowiskiem PiS. O to, co sądzi o takiej liście i tym, że została w niej uwzględniona, zapytaliśmy Justynę Sobolewską, krytyczkę literacką i dziennikarkę obecnie związaną z tygodnikiem "Polityka".

Byłam nieprzyjemnie zaskoczona tym, że moja nazwisko znalazło się na tej liście - zresztą bez mojej wiedzy

- powiedziała nam Sobolewska.

- Samo istnienie takiej listy - o ile jest prawdziwa -, która dzieli ludzi kultury na takich, których warto i nie warto zapraszać, jest uwłaczające. Taka lista jest obrzydliwa - oceniła dziennikarka. Jak dodała, pojawienie się tam jej nazwiska oraz kilku innych, określonych przez "Gazetę Wyborczą" jako osoby "niezwiązane ze środowiskiem obecnej władzy", jest swego rodzaju "listkiem figowym" listy.

"Warto wykorzystać szanse do mówienia o Polsce w sposób prawdziwy"

Krytycznego stosunku do listy nie ma z kolei Eryk Mistewicz, publicysta i specjalista ds. marketingu politycznego. 

- Jak rozumiem, jest to autorska lista przygotowana przez MSZ, żeby przedstawiać prawdziwy obraz Polski. Nie mam problemu z tym, czy na tej liście się znalazłem, czy nie - mówi nam Mistewicz. Podkreśla, że nie jest związany z żadną partią polityczną.

Mistewicz znalazł się na liście wśród dziennikarzy, którzy dzięki znajomości języków obcych są polecani do opowiadania o Polsce w zagranicznych mediach. - W tym roku w związku z wyborami we Francji szykuje się zmiana prezydenta, a być może też większości parlamentarnej. Warto wykorzystać związane z tym szanse do mówienia w sposób wiarygodny, rzetelny i godny o Polsce - podkreśla. 

"Lista została stworzona na użytek wewnętrzny"

W odpowiedzi na nasze pytania biuro prasowe MSZ napisał, że "lista została stworzona na użytek wewnętrzny pracowników placówek zagranicznych MSZ, ma charakter roboczy i nie stanowi informacji publicznej". Nie dowiedzieliśmy się zatem, kto dokładnie ją stworzył i wg. jakich kryteriów dobierano kandydatów. 

MSZ podkreślało, że "lista jest zbiorem otwartym" i rozszerza możliwości Instytutów o ekspertów, którzy mogliby "wspierać realizację priorytetów dyplomacji".

"Zestawienie nie jest obligatoryjne, jest materiałem pomocniczym" i "jest jedynie uzupełnieniem wypracowanych przez lata kontaktów kadr Instytutów Polskich"  - czytamy d mailu od MSZ. Resort zaznacza, że placówki zachowują "pełną swobodę" w zakresie współpracy z dotychczasowymi twórcami i ekspertami.

 

Więcej o liście MSZ przeczytasz w "Gazecie Wyborczej".

Więcej o: