- Chcemy odstrzelić kilka starych byków i młodzież, która nie jest w pełni gotowa do życia w lesie z powodu lichego zdrowia - tak nadleśniczy Kazimierz Sarżyński z Puszczy Boreckiej wyjaśniał dla PAP, dlaczego wnioskował o możliwość zabicia 10 żubrów z liczącego ok. 100 sztuk stada.
Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska zgodziła się. Tymczasem sprawę nagłośnił portal oko.press - i wywołał dyskusję nad tym, czy, jak i dlaczego zgadzamy się na zabijanie żubrów.
Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że - choć żubr jest gatunkiem chronionym przez polskie i europejskie prawo - co roku kilka czy nawet kilkadziesiąt z nich jest zabijanych. Za każdym razem wymaga to decyzji władz oraz odpowiedniego uzasadnienia. Najczęściej powodem jest zbyt duża liczebność stada lub groźna dla innych osobników choroba.
Z pozoru tak było i w przypadku zwierząt z Puszczy Boreckiej. Już w zeszłym roku nadleśnictwo wnioskowało o odstrzał 4 żubrów, argumentując, że na jego terenie może żyć maksymalnie 95 zwierząt, a jest ich 111. Zgodę wydano.
Jednak w rozmowie z PAP Sarżyński przyznał, że jego nadleśnictwo przez lata było jedynym, gdzie można było kupić odstrzał żubra. Chętnie robili to myśliwi z Niemiec, USA, Bułgarii i innych państw. Teraz o chętnych trudniej, bo podobne możliwości mają w Puszczy Knyszyńskiej.
Za polowanie na żubra trzeba zapłacić między 12 a 36 tysiącami złotych. Myśliwy może zabrać trofeum, a organizacja polowania obejmuje m.in "uroczysty posiłek przy ognisku, wręczenie przedmiotów upamiętniających odstrzał żubra (pamiątkowy medal, statuetka żubra)". Na zagranicznych stronach ceny są jeszcze wyższe - nawet 12 tys. euro. "To prawdziwa gratka dla myśliwych" - czytamy na jednej z takich stron.
Gdy o zabijaniu żubrów za pieniądze napisały media, pojawiła się nowa wersja. Rzecznik prasowy Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych Jarosław Krawczyk podał wczoraj w oświadczeniu, że wiosną stwierdzono jeden przypadek gruźlicy u żubra z Nadleśnictwa Borki.
Krawczyk wyjaśniał, że choroby tej nie można leczyć u dzikich zwierząt i zagraża ona innym osobnikom. A jedynym sposobem sprawdzania, czy żubry są rzeczywiście chore, ma być ich zabicie i pobranie próbek.
Jednak po przyjrzeniu się tym argumentom pojawiają się nieścisłości. Oko.press zwraca uwagę, że jeśli podejrzenia gruźlicy pojawiły się wiosną, to by zapobiec rozprzestrzenianiu choroby, trzeba było działać od razu. Portal, powołując się na ekspertów, twierdzi też, że żubry można uśpić i wtedy pobrać próbki.
Gruźlica już wcześniej była powodem zabijania tych zwierząt w Puszczy Boreckiej - jednak wtedy nie wydawano zgody na odstrzał 10 osobników od razu.
W 2014 roku do puszczy przywieziono żubra z hodowli, gdzie inny osobnik padł na gruźlicę - opisuje wspolczesna.pl. Po tym dokonano odstrzału dwóch żubrów - i dopiero po tym, jak potwierdzono u nich gruźlicę, zdecydowano się na zabicie kolejnych siedmiu.
Osobnym problemem jest fakt sprzedawania polowań. Właśnie to, że myśliwi - w tym z zagranicy - mogą zapłacić za zabicie żubra, symbolu polskich lasów, oburzało wiele osób. Nadleśnictwo argumentuje, że z tych pieniędzy utrzymywane jest stado.
To, czy strzelać do żubrów czy nie, jest przedmiotem dyskusji od dawna. Stada z różnych powodów nie mogą być zbyt duże - wyrządzają szkody w lasach gospodarczych i na polach, łatwiej przenoszą się w nich choroby.
Powołana przez ministra Jana Szyszkę na szefową Państwowej Rady Ochrony Przyrody prof. Wanda Olech-Piasecka uważa, że powinno się zwiększyć liczbę stad, ale także liczbę zabijanych zwierząt. - Sądzę, że powinniśmy eliminować zwierzęta, które już zakończyły rozród - mówiła przed rokiem profesor. Podkreślała aspekt finansowy, czyli utrzymywanie stad z pieniędzy z polowań.
Inaczej sprawę przedstawia prof. Rafał Kowalczyk, dyrektor Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży. - To czynniki naturalne powinny odgrywać główną rolę w kształtowaniu dynamiki liczebności populacji - mówił w wywiadzie dla portalu naukaonline.pl. Jak wyjaśnia, jeśli zaprzestanie się nadmiernego dokarmiania słabsze żubry padną, a ich padlina będzie pokarmem dla innych rzadkich gatunków.
Zdaniem profesora potrzebna jest szeroka zmiana podejścia do ochrony żubrów, do tego, gdzie powinny być ich siedliska i jak należy je traktować. Dzięki temu - jego zdaniem - żubr mógłby żyć bardziej dziko, bez dokarmiania i bez odstrzałów.
- Jak żubr ma być ikoną ochrony przyrody, jeśli w restauracji można zjeść z niego kotlet? - pyta Kowalczyk.