Bulwersujące kulisy rządowego lotu z Londynu. Pilot miał powiedzieć, że nie wystartuje

Dziennikarz "Dziennika Gazety Prawnej" opisał chaos, jaki zapanował w trakcie powrotu polskiej delegacji z Wielkiej Brytanii w ubiegłym tygodniu. "Pada określenie: to tupolewizm" - relacjonuje.

W ubiegły poniedziałek premier Beata Szydło wraz z kilkoma członkami rządu i delegacją dziennikarzy udała się z wizytą do Londynu, gdzie spotkała się z tamtejszą premier Theresą May. Dopiero dziś wychodzą na jaw szczegóły dotyczące powrotu Polaków z Wielkiej Brytanii. Opisał je Zbigniew Parafianowicz, dziennikarz "Dziennika Gazety Prawnej".

Jak wynika z relacji Parafianowicza, delegacja miała wracać dwoma samolotami, którymi były rządowy embraer i wojskowa casa. Ostatecznie okazało się, że wszyscy mają wejść do embraera.

Negocjacje na pokładzie rządowej maszyny

"Szybko na jaw wychodzi prosta prawda: dwóch samolotów nie da się zapakować do jednego. Brakuje miejsc. Kilka osób stoi. Zaczynają się nerwowe negocjacje: kto leci, kto zostaje na casę, która wystartuje za sześć godzin" - opisuje Parafianowicz w "DGP". Miało także dojść do złego wyważenia samolotu i trzeba było dodatkowo zwolnić dwa tylne rzędy.

Zirytowana miała być także obsługa i kapitan, który miał poinformować, że "nie poleci, dopóki problem nie zostanie rozwiązany".

Zdezorientowany rząd

Na pokładzie znaleźli się najważniejsi ludzie w państwie: m.in. premier Beata Szydło, wicepremier Mateusz Morawiecki, szef MON Antoni Macierewicz, szef MSZ Witold Waszczykowski, szef MSW Mariusz Błaszczak. "Przedstawiciele najważniejszych resortów siłowych, premier i jej pierwszy zastępca w źle wyważonym samolocie, który ma zaraz wylecieć" - dziwi się Parafianowicz.

- Mam wrażenie, że członkowie rządu nie wiedzieli, co się dzieje. Nie interpretowałbym tego w ten sposób, że to ich wina i ich decyzja - mówi w rozmowie z Gazeta.pl autor tekstu.

Po kilkudziesięciu minutach samolot opuściła grupa osób, która zgodziła się lecieć casą kilka godzin później. W jednej z rozmów między znajdującymi się na pokładzie pada określenie "to tupolewizm".

- Nie odnoszę wrażenia, by doszło do złamania prawa. Chodzi o zdrowy rozsądek i wyciąganie wniosków po wypadkach i tragediach, które dotykały przedstawicieli polski władz - komentuje Zbigniew Parafianowicz.

Opozycja o "bałaganie i łamaniu procedur"

Relację dziennikarza "DGP" skomentowała na konferencji prasowej Platforma Obywatelska. Padły słowa o "złamaniu wszelkich zasad i procedur".

- W samolocie był premier, wicepremier, minister spraw zagranicznych, obrony i spraw wewnętrznych: najważniejsze osoby w państwie. Premier i wicepremier nie mogą lecieć w jednym samolocie. Ale w państwie PiS procedury nie są ważne - komentował poseł Marcin Kierwiński.      

"Nieprzestrzeganie procedur, bałagan, chaos". Bulwersujące kulisy rządowego lotu z Londynu