"Kłamstwa Durczoka" - pod takim tytułem ukaże się w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost" tekst nt. byłego dziennikarza TVN. Jak wyjaśnia redakcja pisma, Kamil Durczok "rozpoczął prawdziwą ofensywę medialną, w ramach której obrzuca błotem tygodnik "Wprost".
Nie jesteśmy osobistymi wrogami Kamila Durczoka. Jednak w obliczu nieprawdziwych informacji, jakie zgłasza na nasz temat, i sprawy, której dotyczyły nasze artykuły, musimy przerwać milczenie." - czytamy w oświadczeniu redakcji.
Kamil Durczok 26 października wydał książkę "Przerwa w emisji", w której opisuje kulisy odejścia z TVN. Udzielił także w ostatnim czasie kilku wywiadów, m.in. portalowi weekend.gazeta.pl.
Nie mam nic do powiedzenia ludziom, którzy próbowali zniszczyć mi życie" - mówił w rozmowie z Angeliką Swobodą.
Dziennikarz zareagował na zapowiedź kolejnego tekstu we "Wprost" na swój temat na oficjalnym koncie na Facebooku. Zapowiada, że złoży pozew wobec wydawcy tygodnika.
"Czas napisać jasno: gracie jak medialni gangsterzy. (...) Zapowiadam. Będzie kolejny proces. Choćbym miał ostatnie lata życia spędzić na sali sądowej. (...) Rozumiem, że kiedy wreszcie nie muszę milczeć, prawda o manipulacjach WPROST i pół miliona złotych odszkodowania, jakie nad nimi wisi, zmusza ich do kontrofensywy" - napisał Durczok.
We wpisie wytknął także m.in. byłemu redaktorowi naczelnemu "Wprost" Sylwestrowi Latkowskiemu konflikty z prawem. Zapowiada także ujawnienie nagrań rozmów z wydawcą "Wprost" Michałem Lisieckim po tym, jak Lisiecki zwolnił Tomasza Lisa.
"Kamilu, różnimy się od siebie tym, że ja swoje odsiedziałem i nie ukrywałem tego, co ty. Masz miliony i układy, ale prawda wygra" - napisał na Twitterze Latkowski. Zapowiedział, że nie da się zastraszyć.
W środowisku dziennikarskim zawrzało.
W maju Sąd Okręgowy w Warszawie w nieprawomocnym wyroku przyznał Kamilowi Durczokowi 500 tys. zł zadośćuczynienia oraz nakazał publikację przeprosin na okładce tygodnika i trzech kolejnych stronach numeru. Chodziło o tekst z lutego ub.r., w którym sugerowano, że policja spisała dziennikarza w mieszkaniu znajomej. Miały znajdować się w nim m.in. materiały pornograficzne, gadżety seksualne i resztki "białego proszku". CZYTAJ WIĘCEJ>>>
To nie jedyny proces, jaki Kamil Durczok wytoczył "Wprost". Dziennikarz żąda 2 mln zł i przeprosin za drugi artykuł - była w nim opisana historia "znanej dziennikarki", którą szef molestował seksualnie. I choć nazwisko Durczoka w drugim artykule nie padło, telewizja TVN powołała komisję, która uznała, że w redakcji „Faktów” były „przypadki molestowania i mobbingu”. Durczok wielokrotnie powtarzał, że nigdy nikogo nie molestował. CZYTAJ WIĘCEJ>>>
Durczok w lutym 2015 r.: Nie jestem bezgrzeszny