Pawlikowska nową książką "leczy" z depresji. Chorzy: "To niebezpieczne bzdury". I opowiadają swoje historie

Beata Pawlikowska po serii książek podróżniczych, kulinarnych czy do nauki języków wzięła się za poradnik, w którym opisuje, jak pokonać depresję. - To, co napisała, jest bulwersujące. To niebezpieczne dla zdrowia i życia bzdury - odpowiadają chorzy.

"Wyszłam z niemocy i depresji. Ty też możesz!" - najnowsza książka Beaty Pawlikowskiej budzi kontrowersje. Powód? Podróżniczka i dziennikarka w ciągnącym się przez czterysta stron strumieniu świadomości opisuje, jak zwalczyć chorobę. Całość ma formę poradnika, z którego dowiadujemy się m.in., że by odzyskać zdrowie, wystarczy "znaleźć błędne dane, zastąpić je prawidłowymi i wgrać je na nowo do pamięci komputera (czyli mózgu - przyp. red.)".

Jak to zrobić? Oczywiście samemu, bo do wprowadzenia zmian w podświadomości są potrzebne przecież tylko - zdaniem dziennikarki - "dobra wola, cierpliwość, wytrwałość". Leki?  Te Pawlikowska porównuje do alkoholu, który "znieczuli cię i odwróci twoją uwagę, ale w niczym nie przybliża cię do uzdrowienia". Podróżnicza powyższe teorie podpiera "swoim doświadczeniem", kompletnie ignorując to, co na temat depresji mówi nauka. Co o tych zarzutach sądzi sama autorka?

Internet jest szybki i powierzchowny. Tworzy szybkie opinie oparte na fragmentach zasłyszanych informacji i równie szybko je rozprzestrzenia, tworząc następne szybkie i powierzchowne opinie. Opinia o książce oparta na przeczytaniu jej fragmentu albo komentarzy innych internautów jest tylko plotką, która ma więcej wspólnego z nieprawdą niż prawda. Jeżeli chcesz mieć opinię na temat książki, najpierw musisz ją całą przeczytać. Wtedy twoja opinia może być wiarygodna - mówi w rozmowie z portalem innpoland.pl.

Czy na pewno? Zamiast oddać głos ekspertom poprosiliśmy, by do tez zawartych w książce odnieśli się ci, którzy sami zmagali - bądź nadal się zmagają - z chorobą. Oni nie raz słyszeli, że wystarczy "wziąć się w garść", a po fachową pomoc zwracają się tylko osoby w ekstremalnej sytuacji. I właśnie dlatego najlepiej wiedzą, jak szkodliwe są tego typu treści.

Wiktoria Beczek, dziennikarka portalu Gazeta.pl:

Kiedy zaczynałam mieć problemy, widziałam wokół same rozwiązania podobne do tych, które serwuje Beata Pawlikowska. Wydawało mi się, że do psychiatry chodzą osoby ciężko chore, a ja mam przecież tylko chwilowe pogorszenie nastroju. Zaczęłam "kurację" od biegania. Biegałam coraz dłużej i coraz szybciej, szarpałam się, ale nie pomagało.

Cały czas szukałam rozwiązania problemu i zapadałam się coraz bardziej. Smutek - ten, który miał wkrótce zniknąć, gdy tylko skończy się zima, wiosenne przesilenie, a potem upały, zamieniał się w lęk. Im bardziej próbowałam wyjść z klatki, która się wokół mnie wybudowała, tym bardziej ona się zaciskała. Aż przestałam chcieć i mieć siłę z niej wychodzić. Wydawało mi się, że moje życie się skończyło. Już nie spotykałam się z ludźmi, prawie w ogóle nie opuszczałam domu. Lęk zamienił się w paraliż.

Jeżeli w twoim życiowym ogrodzie pojawiło się więcej suchych badylków niż zielonych pędów, przestań narzekać, podwiń rękawy, weź do ręki odpowiednie narzędzia i popracuj. Wszystkie nasionka tylko czekają, żeby wypuścić kiełki i rosnąć do słońca - Beata Pawlikowska, "Wyszłam z niemocy i depresji. Ty też możesz!".

W końcu trafiłam do psychologa. Miałam "rozliczać się z dzieciństwem" i wykonywać ćwiczenia - rozluźniać mięśnie, uspokajać oddech, słuchać nagrań z kojącym głosem, który wmawiał mi,  że mogę być szczęśliwa. Ale nie byłam. Dodatkowo wydawało mi się, że za całe to nieszczęście odpowiadają moi rodzice. Moi wspaniali rodzice, moja podpora.

Żeby wyjść na prostą, musiałam spaść na samo dno i zrozumieć, że to ja jestem tą ciężko chorą osobą, która powinna iść do psychiatry. Farmakoterapia przyniosła ulgę. Eksperymenty z lekami trwały jeszcze wiele długich miesięcy, po drodze zmieniłam lekarza, ale dziś nie ma już klatki i nie ma lęku. Jest za to uczucie nie do przecenienia - możliwość oddychania pełną piersią.

Wiem, to może brzmieć jak coś trudnego. Znaleźć błędne dane zapisane gdzieś w podziemiach własnej duszy? Ala jak? Na kanapie u psychoanalityka, płacąc sto złotych za godzinę? Niewykonalne! - Beata Pawlikowska, "Wyszłam z niemocy i depresji. Ty też możesz!"

Kilka lat temu zabrakło kogoś, kto powiedziałby mi, że psychiatra to lekarz jak każdy inny, że jedni biorą leki na serce, inni na wątrobę, a ja mogę brać na głowę. Staram się nie żałować zmarnowanych lat, ale wiem, że tego strasznego czasu można było uniknąć. Gdyby tylko nie było takich osób, jak Beata Pawlikowska.

Jarosław Soja, koordynator prac Krajowej Komisji Rewizyjnej partii RAZEM:

Depresja to dla mnie codzienność. Wiem, że muszę o niej pamiętać, a jednocześnie nie mogę pozwolić sobie, by ta choroba zdominowała moje życie, bo to najkrótsza droga do nawrotu. Dzięki pracy i pomocy rodziny, przyjaciół i lekarzy coraz lepiej sobie z nią radzę, ale czasem potrzebuję dodatkowej pomocy, jaką dają mi leki.

Moim zdaniem depresji nie da się trwale wyleczyć za pomocą lekarstw. Pigułki mogą przynieść chwilową ulgę, bo pozwalają mniej czuć. Ale to, że mniej czujesz wcale nie oznacza, że automatycznie znikają twoje problemy. To tylko chwilowe zapomnienie. To tak, jakby wypić kieliszek mocnego alkoholu, który cię znieczuli i odwróci twoją uwagę, ale w niczym nie przybliża cię do uzdrowienia, a wprost przeciwnie - może cię uzależnić od możliwości oddalenia się od samego siebie - Beata Pawlikowska, "Wyszłam z niemocy i depresji. Ty też możesz!"

Tylko że wciąż nie uwolniłem się z poczucia, że sięgnięcie po nie to moja porażka. Że gdybym się tylko bardziej starał, był silniejszy, to poradziłbym sobie sam, bez pomocy chemii. Czy większy na to wpływa ma moja choroba, czy może społeczny brak akceptacji dla tych leków, dla osób chorych? Nie wiem, zapewne obie te rzeczy grają tutaj rolę.

Powyższe może choć w części wyjaśnia moje oburzenie nową książką Beaty Pawlikowskiej. Poradnik radzenia sobie z depresją, która jest tylko złymi wspomnieniami, które należy przepisać. Jeśli tylko będziesz chodzić na spacery i dostrzegać pozytywy życia, wówczas depresja odejdzie – tak wygląda recepta, jaką sprzedaje nam Pawlikowska. Nie bierz leków, po co? Chemia jest zła. Zamiast tego przeprogramuj swój mózg.

Co za bzdury. Niebezpieczne dla zdrowia i życia chorych bzdury. Nieleczona depresja niweczy plany, łamie kariery, rujnuje życia, zabija. Nieleczona depresja jest chorobą śmiertelną. Czasem rzeczywiście wystarczy chodzić na spacery i dostrzec piękno świata, by się pozbyć depresji. Czasem faktycznie wystarczy "wziąć się w garść". Często jednak jest to niewykonalne.

Gdy przychodzi taki czas, że wyjście z domu na zakupy staje się wyprawą, którą się planuje przez godzinę, a wstawienie pralki staje się naprawdę skomplikowanym zadaniem, wtedy poradnik Pawlikowskiej staje się tylko kolejnym wyrzutem. Następnym dowodem dla chorej osoby, że skoro inni mogą uporać się z depresją, a ja nie mogę, to znaczy, że coś jest ze mną nie tak.

Z mojego doświadczenia wynika, że depresję można wyleczyć w trzech krokach: odzyskać wewnętrzną równowagę, stanąć na nogach, dokonać świadomego wysiłku, żeby zmienić nawyki myślowe zapisane w podświadomości. Potrzebne do tego będą dobra wola, cierpliwość, wytrwałość - Beata Pawlikowska, "Wyszłam z niemocy i depresji. Ty też możesz!"

Tak właśnie napędza się błędne koło utrzymujące tysiące ludzi w chorobie. Zmagający się z depresją są często najsurowszymi krytykami siebie samych i doskonale sobie zdają sprawę, jak wiele przez nią stracili. Bagatelizowanie tego nieprzemyślanymi radami: "Weź się w garść. Spójrz, ja się wzięłam i proszę, jestem znaną dziennikarką i pisarką, która uczy ludzi, jak grać na lutni i przeżyć w drewutni" utrzymuje chorych w poczuciu, że nie ma dla nich szansy. Przecież oni wiele razy próbowali i nigdy się nie udało. Może gdyby zamiast głupiutkiej książeczki za 39,99 sięgnęli po fachową pomoc, może wtedy byłoby im łatwiej?

Joachim von Snoch, dziennikarz:

Twierdzenia pani Pawlikowskiej są realnie groźne. Stanowią zagrożenie życia dla osób, które chorują na depresję, ale są mniej świadomi swojej choroby. Wiem to, bo choruję m.in. na depresję już piętnaście lat i widziałem przeróżne osoby. Były takie, które sezonowo odczuwały tę niemoc. Były takie, które nie radziły sobie z bólem i, no cóż, zaraz ich nie było. Pamiętam też kobietę, która, za każdym razem gdy padał deszcz stawała się rozbitą skorupą, bo przypominało jej to o rodzinnej tragedii.

A to nie były jakieś najcięższe przypadki; jest sporo ludzi, którzy są gdzieś tam w środku - odwołując się do tych komputerowych metafor - uszkodzeni, przepalił się jakiś styk i nie da się go wymienić, bo hardware mamy jedno na całe życie. Dla niektórych ratunkiem jest psychoterapia i leki, dla niektórych tylko farmakoterapia; są pewnie i takie przypadki, którym pomogą już tylko elektrowstrząsy. Depresja to nie tylko smęty, bo akurat przyszła jesień, mniej słońca (i witaminy D) i ogólnie jakaś taka mielizna. To też - dla wielu ludzi - życie z bólem dzień w dzień, czasem przez całe lata.

Dziwisz się, że jesteś smutny, straciłeś chęć do życia, czujesz się samotny i opuszczony? Powiedz mi co jesz - Beata Pawlikowska, "Wyszłam z niemocy i depresji. Ty też możesz!"

Jeśli jakaś osoba wyszła z jakiegoś stanu i jest nie "względnie i czasowo" lepiej, czyli w remisji, tylko całkiem lepiej, no to świetnie. Ale nie ogarniam, jak bardzo trzeba być bezczelnym albo bezrefleksyjnym, żeby rzucać w świat teksty rodem z New Age'owych książeczek. Kiedy Beata Pawlikowska wmawia ludziom, że glutaminian sodu jest trucizną, to co najwyżej nie pójdą do azjatyckiego baru. Kiedy mówi, że depresję wyleczymy wejrzeniem w duszę, jest po prostu szkodliwa, bo cofa ludzi w odbiorze tego schorzenia o dziesiątki lat. Jeśli ktoś ma problem, czuje że coś jest nie tak, nie od wczoraj, tylko od kilku tygodni, to zamiast kupować książkę, chyba jednak lepiej zapisać się do Poradni Zdrowia Psychicznego.

Dawno temu mój lekarz powiedział mi, gdy buntowałem się trochę na kolejne formy farmakoterapii, żebym traktował moją chorobę jak cukrzycę. Jak cukrzyk nie zapodaje sobie insuliny, umiera. Jak ja nie będę brał leków, to też umrę.

Justyna Szpanowska:

Jestem młodą kobietą, lecz z depresją zmagam się już 10 lat. Pierwsze symptomy pojawiły się w podstawówce - uporczywy smutek bez względu na okoliczności, dystans wobec rówieśników, nieumiejętność czerpania radości z typowych dziecięcych rozrywek, zatapianie się w myśleniu o rzeczach przygnębiających i jednocześnie zupełnie niezależnych ode mnie.

Moi rodzice postanowili poszukać dla mnie pomocy i zaprowadzili mnie do terapeuty. Wtedy zaczęłam interesować się znaczeniem słów takich jak "psychiatra" czy "psycholog". Gdy tylko dowiedziałam się, że fakt korzystania z ich usług może znaczyć, że jest ze mną "coś nie tak", chciałam natychmiast przerwać terapię i przestałam szczerze rozmawiać ze specjalistą, pod którego opieką byłam.

Inaczej mówiąc - źródłem depresji jest podświadomy strach, który wynika z głęboko w podświadomości zapisanego przeświadczenia, że nie zasługujesz na miłość i że nigdy nie będziesz kochany w taki sposób, którego potrzebujesz do życia - Beata Pawlikowska, "Wyszłam z niemocy i depresji. Ty też możesz!"

Od tamtego czasu odwiedziłam wielu lekarzy; z usług większości zrezygnowałam, ponieważ doradzali mi zażywanie leków. Dziś wiem, że opór przed ich przyjmowaniem ulepiłam w swojej nastoletniej głowie z niepewnych informacji w internecie, strzępków rozmów dorosłych, wypowiedzi „coachów” i celebrytów. Dziś wiem, że moje problemy z wychwytem zwrotnym serotoniny można pokonać tylko przy pomocy odpowiednio dobranych leków.

Świeże powietrze, śpiew ptaków, a nawet wsparcie bliskich, na które przecież nie każdy może liczyć, nic tu nie pomogą. Dlatego nie waham się mówić wprost - treści zawarte w książce Beaty Pawlikowskiej są bulwersujące i niebezpieczne. Ponieważ dotyczą poważnej choroby, nie powinny być też udostępniane bez sprostowującego komentarza specjalisty.

Z mojego doświadczenia wynika, że depresję można skutecznie i trwale wyleczyć tylko w jeden sposób. Znaleźć błędne dane, zastąpić je prawidłowymi i wgrać je na nowo do pamięci komputera - Beata Pawlikowska, "Wyszłam z niemocy i depresji. Ty też możesz!"

Gdy czytałam obszerne fragmenty książki Pawlikowskiej, wracały do mnie wspomnienia dawnej frustracji - skoro tyle lat mam depresję, to znaczy, że nie staram się wyzdrowieć. Dlaczego czuję się źle, skoro wszyscy mówią, że nie mam prawdziwych problemów? Czy jestem złym człowiekiem, bo nie doceniam wszystkich dobrych rzeczy w moim życiu? Może powinnam wcześniej kłaść się spać lub częściej spacerować? Nie rozumiałam kiedyś, że niemożliwość realizowania podobnych planów jest właśnie objawem choroby.

Do podobnych działań, niezgodnych z wiedzą medyczną, namawia pani podróżniczka, uważająca się jednocześnie za psycholożkę, dietetyczkę i lingwistkę. Nie każdy po wizycie u psychologa powinien zacząć farmakoterapię i oczywiście żaden psycholog tego nie zaleca. Niewątpliwie jednak powinny korzystać z niej osoby przewlekle chore. Głoszone tonem specjalistki wynurzenia celebrytki mogą w najgorszym przypadku kosztować ich życie

Chcesz opowiedzieć o swoich doświadczeniach? Czekamy na Twój list pod adresem listydoredakcji@gazeta.pl

ZOBACZ TEŻ: Ta animacja pokaże ci, czym jest depresja. Wielu z nas ma swojego "czarnego psa

Więcej o: