Są pierwsze szacunki liczby osób na sobotniej manifestacji pod budynkiem Sejmu. Według wyliczeń stołecznej policji, w proteście "Żarty się skończyły! Moje ciało, moje sprawa" brało udział około 5 tysięcy osób. Natomiast, jak poinformował TVN 24 Bartosz Milczarczyk z ratusza, miasto doliczyło się 3 tysięcy uczestników.
Dowiedz się więcej:
To protest z inicjatywy "Ratujmy kobiety". Manifestacja odbyła się w sobotę, 1 października, pod budynkiem Sejmu. Jej uczestnicy sprzeciwiali się próbom zaostrzenia ustawy aborcyjnej, które mogłyby doprowadzić do wprowadzenia całkowitego zakazu aborcji i znacznie ograniczyć możliwość wykonywania badań prenatalnych.
Projekt ustawy antyaborcyjnej przygotował komitet "Stop aborcji". Dokument trafił do Sejmu 5 lipca; podpisało go ponad 450 tys. osób. Projekt zakłada, że za spowodowanie śmierci dziecka poczętego grozi kara więzienia od 3 miesięcy do 5 lat. Jeżeli sprawca działa nieumyślnie, mogą grozić mu 3 lata więzienia. Jeśli to matka działała nieumyślnie, nie poniesie konsekwencji. Kary uniknie też lekarz w sytuacji, gdy śmierć dziecka jest następstwem ratowania życia matki. CZYTAJ WIĘCEJ >>>
Komitet „Ratujmy kobiety” złożył w Sejmie projekt liberalizujący prawo aborcyjne. Proponowane przez niego rozwiązania przewidują prawo kobiety do przerywania ciąży do końca 12. tygodnia. Później aborcja byłaby dopuszczalna w tych samych sytuacjach, w jakich obecnie jest dozwolona: gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety lub gdy wynika z czynu zabronionego. Z jednym wyjątkiem – jeśli jest następstwem czynu zabronionego, wtedy aborcja można by przeprowadzić do 18. tygodnia ciąży. W razie ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu lub nieuleczalnej choroby, przerywanie ciąży byłoby dopuszczalne do 24. tygodnia. CZYTAJ WIĘCEJ>>>