OD REDAKCJI: W poprzedniej wersji tekstu znalazła się nieprawdziwa informacja, że Pani Krystyna Janda powiedziała na antenie Radia ZET, że miała przeprowadzoną aborcję. Takie słowa nie padły. Bardzo przepraszamy Panią Krystynę Jandę.
Po tym, jak Krystyna Janda wezwała Polki do strajku, nie mogło być inaczej - dziś potwierdziła, że także i ona weźmie udział w "Czarnym poniedziałku" i nie wystąpi tego dnia w teatrze. - Proszę o zrozumienie - napisała aktorka na Facebooku. Wcześniej w rozmowie z radiem ZET aktorka wyznała, że właśnie przez to, co przeżyła podczas ciąży, nie godzi się na ostrzejsze przepisy. - Gdyby mi nie pomogli lekarze właśnie z ciążą tobym nie żyła - tłumaczyła.
Dowiedz się więcej:
To strajk kobiet zaplanowany na 3 października. Polki skrzykują się na Facebooku i deklarują, że tego dnia nie pójdą do pracy i na uczelnie - nie będą też wykonywać prac domowych. Ma to być ich wyraz sprzeciwu wobec obywatelskiego projektu, który zaostrza przepisy aborcyjne. Posłowie nie odrzucili go w pierwszym czytaniu, tylko skierowali do dalszych prac w komisji - co oznacza, że wciąż może zostać przyjęty przez Sejm.
Krystyna Janda zrobiła to na Facebooku. Zamieściła tam nasz artykuł o strajku islandzkich kobiet sprzed 40 lat, który zapoczątkował rewolucję w ich kraju. Aktorka tłumaczyła, że była to tylko luźna "propozycja", nie wierzyła bowiem, w "solidarność kobiet". Dlatego ich reakcja na Facebooku bardzo ją zaskoczyła. - Ja jestem tym tak wstrząśnięta i tak zdumiona, że to poszło tak szeroko (...) ja po prostu zamieściłam ten artykuł. Ale do głowy mi nie przyszło, że utworzy się jakiś komitet organizacyjny - mówiła w Radiu Zet.
Janda stwierdziła, że prawo aborcyjne w Polsce już i tak jest "ostre". - Zaostrzenie jeszcze tego i skazanie kobiet na tak bezwzględne rygory wydało mi się jakieś niepojęte - powiedziała. Przyznała też, że, gdy była w ciąży, jej życie było zagrożone.
- Dwa razy w życiu byłam w takiej sytuacji, że gdyby mi nie pomogli lekarze właśnie z ciążą to bym nie żyła (...) by mnie już nie było od 80 roku na świecie. A dzisiaj według tej ustawy, nikt by mi, to znaczy pewnie by mi ktoś może jakoś po cichu pomógł - mam nadzieję - ale gdybym chciała działać zgodnie z tym prawem to prawdopodobnie już bym nie żyła. Moja ciąża była zagrożeniem życia. Ale według tej, jak przeczytałam dokładnie tę nowelizację ustawy, dzisiaj by mnie lekarz nie ratował - tłumaczyła.
- Podejmowałam bardzo dramatyczną decyzję, bardzo dramatyczną. Po pierwszym dziecku bardzo długo nie mogłam mieć dzieci. I zdarzyła się ciąża, która po prostu niestety wymagała natychmiastowej i to jeszcze był tak dramatyczny moment, że wsiadałam do samolotu, kiedy zemdlałam. Przewieziono mnie na Inflancką i tam lekarze natychmiast, bo już było rozlanie, zatrucie (...) - mówiła aktorka w Radiu ZET.