Pani Anna miała pracować jako przedszkolanka w prywatnej placówce w Gdańsku. 1 września przyszła na okres próbny, po kilku dniach miała zapaść decyzja co do jej dalszego zatrudnienia.
Jak informowano w reportażu "Uwagi" w TVN, dyrektorka przedszkola ostatecznie nie zdecydowała się na podpisanie z panią Anną umowy o pracę. Powodem miało być to, że pani Anna została dawczynią szpiku i w połowie września przez kilka dni nie byłoby jej w pracy.
- Pani dyrektor powiedziała, że nie może sobie pozwolić, żeby jej pracownik został dawcą, bo to się dla niej wiąże z kosztami, bo musi wziąć zastępstwo - twierdzi w rozmowie z "Uwagą" pani Anna.
Oliwia Słowińska, dyrektor przedszkola, opublikowała oświadczenie na stronie internetowej placówki. Zaznacza w nim, że pani Anna przez kilkanaście godzin uczestniczyła w zajęciach z dziećmi. Po tym miała zostać podjęta decyzja dotycząca jej stałego zatrudnienia.
Jak napisała dyrektorka, doszło do "negatywnej weryfikacji przekazanych przez panią Annę informacji co do jej wcześniejszego zatrudnienia jako nauczyciela". Sugeruje też, że inni opiekunowie, z którymi współpracowała w przedszkolu pani Anna, nie wystawili jej pozytywnych ocen. O tym, że pani Anna chce oddać szpik, dyrektorka miała dowiedzieć się później. Zapewnia, że nie miało to żadnego wpływu na jej decyzję.
- To nieprawda. Żadnych rzeczy w CV nie zataiłam. Dyrektorka zmieniła nastawienie do mnie dopiero w poniedziałek, gdy dowiedziała się o tym, że będę dawcą szpiku. Teraz broni się wszystkimi dostępnymi sposobami - twierdzi pani Anna w rozmowie z Trojmiasto.pl.
Zobacz także: Zostać dawcą szpiku? Proste, że aż trudno uwierzyć