Dwóch policjantów próbowało rozdzielić na podwórku bloków socjalnych w Głuchołazach bijących się braci - Piotra M. i Krzysztofa M. Jak twierdzi Krzysztof M. w rozmowie z Nto.pl, funkcjonariusze próbowali go skuć. Na policjantów rzuciła się wtedy 16-letnia córka mężczyzny.
W wyniku zamieszania Krzysztof M. uciekł do bloku i zabrał ze sobą pistolet jednego z funkcjonariuszy. Broń mogła wypaść podczas interwencji, niewykluczone, że mężczyzna sam wyjął ją z kabury. Krzysztof M. jednak temu zaprzecza. Zapewnia, że chciał od razu oddać broń funkcjonariuszowi. - Jakbym chciał, to bym z niej skorzystał, bo potrafię odbezpieczyć pistolet - mówi portalowi. Sytuację udało się opanować dopiero po przyjeździe kolejnych policjantów.
Jak poinformowała prokuratura rejonowa w Prudniku, Krzysztof M. ma usłyszeć zarzut stawiania czynnego oporu i naruszenia nietykalności policjantów. Jego córka ma stanąć przed sądem rodzinnym. Według informacji portalu Nto.pl, nikt z policyjnej broni do nikogo nie celował i nikt jej nie użył, nikomu w związku z tym nie zostaną postawione żadne zarzuty.
- Podczas interwencji doszło do uszkodzenia kabury, z której wypadł służbowy pistolet policjanta - pisze w oświadczeniu do Gazeta.pl st.asp. Rafał Wandzel z Komendy Powiatowej Policji w Nysie. - Broń była dodatkowo zabezpieczona stalową linką przymocowana do pasa funkcjonariusza. Policjant niezwłocznie podjął działania w celu zabezpieczenia broni. Obecnie brak jest podstaw do zarzucenia funkcjonariuszowi zaniechania szczególnych środków ostrożności - dodaje rzecznik.
Policjant nie chciał jednak wprost potwierdzić, czy broń rzeczywiście trafiła w ręce Krzysztofa M., nie doprecyzował także, co oznaczają "działania w celu zabezpieczenia broni", które miał podjąć funkcjonariusz.
A TERAZ ZOBACZ: Gdy przemawiał, krzyczeli: "Precz z komuną". Czym zasłynął poseł Piotrowicz?