Oskarżony o stalking 50-letni Robert W. oblał żrącą substancją twarz swojej ofiary - informuje "Gazeta Wyborcza". Do sytuacji doszło w budynku Sądu Rejonowego w Łodzi, gdzie miała zacząć się rozprawa w jego sprawie. Katarzyna B. trafiła do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego im. WAM.
- Stan kobiety jest stabilny, jest przytomna. Zostanie przetransportowana do szpitala specjalistycznego w Siemianowicach Śląskich - poinformował nas Jacek Dudek, rzecznik szpitala klinicznego.
Jak potwierdziła straż pożarna, 39-letnia kobieta została oblana kwasem siarkowym. Pracownicy sądu zostali ewakuowani z piętra, na którym doszło do incydentu.
Mężczyznę zatrzymali łódzcy funkcjonariusze policji. W organizmie miał 0,5 promila alkoholu. Zostanie przesłuchany po wytrzeźwieniu.
- Jego wcześniejsze zachowanie nie wskazywało na to, żeby był pod wpływem alkoholu. Kwas ukrył w słoiku po kawie, najprawdopodobniej trzymał go w kieszeni - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Grażyna Jeżewska z biura prasowego Sądu Okręgowego w Łodzi.
- Kontrola przy wejściu jest głównie skierowana na wykrywanie metalowych elementów, jest też prześwietlanie bagażu. Sądu pilnuje zewnętrzna firma ochroniarska, nie ma czegoś takiego, jak dokładna rewizja osobista - dodaje Grażyna Jeżewska.
Zdaniem przedstawicielki sądu, aby na bramki sądowe wrócili funkcjonariusze policji, tak jak było kilka lat temu, konieczna jest wola ministerstwa sprawiedliwości.
- Bardzo nad tym ubolewamy, nikt czegoś takiego nie przewidział. Jednak aby zapobiegać takim sytuacjom, trzeba byłoby mieć więcej ludzi i policjantów do stałej kontroli budynku - mówi Grażyna Jeżewska.
Wszystkie rozprawy, które miały toczyć się tego dnia w sądzie, toczą się bez zakłóceń. Niektóre zostały przeniesione na inne piętra.
Andrzej Mroczek: To błąd ludzki, policja nie jest potrzebna
- Bramki w sądach nie są przystosowane do wykrywania składników materiałów wybuchowych, m.in. kwasu. Teoretycznie można byłoby kilkukrotnie wnieść odczynniki w słoiku i przygotować bombę w sądowej toalecie - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Andrzej Mroczek z Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas, ekspert City Security.
Zdaniem Andrzeja Mroczka, incydent w Łodzi to nie błąd systemowy, a błąd ludzki. - Osoba wchodząca do sądu musi wyjąć z kieszeni wszystkie przedmioty. Ochrona sprawdza dodatkowo taką osobę wykrywaczem metali. Ukrycie słoika nie jest takie proste, szczególnie w okresie letnim. Nawet po dotknięciu ręcznym detektorem można się zorientować, że jakiś przedmiot został ukryty. Czujność ochroniarzy była jednak uśpiona - ocenia Mroczek.
- Policja w sądach nie jest absolutnie potrzebna. Firma ochroniarska w zupełności wystarcza, ale obecnie przeszkolenie ochroniarzy, jak i sprzęt, jakim dysponują, często pozostawia wiele do życzenia - uważa ekspert.
A TERAZ ZOBACZ: Kuchciński: Powstanie uchroniło Europę przed komunizmem