Tomasz Pawłowski prowadzi gospodarstwo pszczelarskie. Ma również wędrowną pasiekę - wozi pszczoły w różne miejsca, by zbierały pyłek roślin.
Od wielu lat jeździł także na pola gryki w Nowym Waliszowie na Dolnym Śląsku. Na miejscu spotykał się z groźbami lokalnego pszczelarza. Mężczyzna zapowiadał, że wytruje owady pana Tomasza. - Mówił, że nam wykończy te pszczoły, że mamy je zabierać i spier****ć - relacjonuje.
- Jednego roku nawet dał nam termin. Mówił, że jak nie wywieziemy pszczół, to on się nimi zajmie - podkreśla w rozmowie z Gazeta.pl pan Tomasz. W końcu lokalny pszczelarz spełnił obietnicę. Historię zamieszczono na wykop.pl.
Pan Tomasz w czwartek dowiedział się, że jego pszczoły nie żyją. Po przybyciu na miejsce stwierdził, że 44 pszczele rodziny zostały wytrute w nocy, kiedy były w ulach. To ok. 4-5 mln osobników. Straty szacowane są na 29 tys. zł.
- Bóg mu pewnie wybaczy, ale natura na pewno nie - podkreśla pan Tomasz. To, jak wygląda teraz jego pasieka, najlepiej widać na wideo zamieszczonym na Facebooku. Pan Tomasz pokazuje dziesiątki kartonów pełnych martwych owadów.
Przeżyła jedna rodzina. - Pewnie brakło mu trucizny - mówi pszczelarz. Jak dodaje w rozmowie, użyto silnego środka trującego - pszczoły nawet nie zdołały wyjść z uli.
Łącznie wytrute zostały trzy wędrowne pasieki. A pszczoły podejrzewanego o zabicie owadów? - 300 m dalej ciężko pracują nietknięte - zauważa pszczelarz.
Mężczyzna apeluje do władz, by udowodniły "draniowi" winę i ukarały go. Jak mówi w rozmowie z Gazeta.pl, sprawą zajmuje się już komisariat powiatowy policji z Bystrzycy Kłodzkiej. Policja potwierdziła, że prowadzone jest postępowanie.
Pan Tomasz podkreśla, że rozumie zdenerwowanie lokalnych pszczelarzy, którzy uznają wędrownych za konkurencję. Jak jednak dodaje, sprawa nie do końca tak wygląda. - Są źli, bo twierdzą, że im zabieramy miód i uciekamy. Ale jak my mamy dużo miodu, opłaca nam się jeździć tyle kilometrów, to oni nie maja? - pyta. Jak tłumaczy, kiedy jest dobry rok, to miód zbierają wszystkie pszczoły. - To nie jest tak, że ja mam miód, a oni nie - dodaje.
Jak zaznacza, posiadał wszystkie potrzebne pozwolenia, a pszczoły w Nowym Waliszowie zbierały pyłek na hektarach zaprzyjaźnionego rolnika.
Pan Tomasz mówi, że w swoim gospodarstwie miał w tym roku rekordowe zbiory, mimo że wkoło przywożono setki rodzin.
We wtorek, jak mówi nam pan Tomasz, zadzwonił do niego brat podejrzewanego truciciela i groził, że "go załatwi, wybije wszystkie zęby". W tej sprawie toczy się odrębne postępowanie karne.
Co teraz? Panu Tomaszowi pozostała utylizacja pszczół - musi je spalić, by nie doszło do zarażenia zgnilcem amerykańskim. Na szczęście ma również inne pszczoły.