Nie wszyscy wiedzą o tym, że Marcin Meller 20 lat temu mieszkał w Afryce, na północy Ugandy, w miasteczku Gulu. Teraz, przy okazji trwających we Francji mistrzostw Europy, dziennikarz i prezenter przypomniał o tym na Facebooku. I opowiedział historię z czasów Euro 1996.
"Dookoła toczyła się wojna domowa, w dżungli kryli się oszalali rebelianci z Armii Oporu Pańskiego (Armia Bożego Oporu - red.) Josepha Kony’ego, którzy wierzyli, że wystrzelone przeciw nim pociski za sprawą modlitwy zmienią się w pszczoły. Zwykle nie było prądu, od stolicy kraju, Kampali, dzieliło nas kilka godzin" - pisze we wstępie Meller.
Dalej opowiada o tym, jak kurier dostarczał do miasteczka taśmę wideo z meczem z poprzedniego dnia. "Mimo że w Gulu wszyscy znaliśmy wynik, bo słuchaliśmy w radiu światowego serwisu BBC, to kiedy kurier szczęśliwie wrócił, gromadziliśmy się w miejscowej stodole" - czytamy.
"Gospodarz odpalał generator (brak prądu!) i na zużytym mocno telewizorze oglądaliśmy wczorajszy mecz" - wspomina Meller i dodaje: "Moi afrykańscy towarzysze reagowali tak żywiołowo jakby siedzieli na stadionie. I ta stodoła w Gulu to dla mnie najpiękniejszy pomnik piłki nożnej".