Chwile grozy przeżyło w niedzielę dwoje mieszkańców Mysłowic - mężczyzna wraz z niepełnosprawną kilkuletnią córką. W rejonie ulicy Stadionowej pojawiły się cztery dziki, które zaczęły się do nich zbliżać.
Jak informuje katowicka Wyborcza.pl, mężczyzna z córką na rękach zaczął się wycofywać, po czym utkwił w grząskim gruncie. Mężczyzna i dziewczynka zostali otoczeni przez dziki. Mieszkaniec Mysłowic zadzwonił po straż pożarną.
- Zwierzęta najprawdopodobniej bały się wkroczyć na niepewny teren. Czekały na to, co wydarzy się później - relacjonuje st.kpt. Wojciech Chojnowski z mysłowickiej straży pożarnej.
Na miejsce przyjechali zarówno strażacy, jak i policjanci. Już sam dźwięk syren wystraszył zwierzęta.
- Dziki mogły zbliżyć się do ludzi licząc na jedzenie. Zdarza się, że są dokarmiane i później kojarzą obecność człowieka z łatwym dostępem do pożywienia - mówi Anna Malinowska z dyrekcji generalnej Lasów Państwowych.
- W takiej sytuacji najlepszym wyjściem jest pozostanie na swoim miejscu. Ucieczka może prowokować zwierzęta do ataku. Dzik może biec z prędkością nawet do 10 metrów na sekundę. Szczególnie niebezpieczne są ranne dziki i zaniepokojone lochy z młodymi - dodaje.