Nie tylko pół miliona odszkodowania. Szczegóły wyroku w sprawie Durczok vs. "Wprost"

Zdjęcia autorów tekstu, całostronicowe przeprosiny oraz zdjęcie Durczoka z lutego zeszłego roku - do tego, poza rekordowym zadouśćuczynieniem, sąd zobowiązał wydawcę i dziennikarzy "Wprost".

Takiej sprawy i tak dużego odszkodowania najprawdopodobniej jeszcze w Polsce nie było. Sąd Okręgowy w Warszawie w nieprawomocnym wyroku przyznał Kamilowi Durczokowi 500 tys. zł zadośćuczynienia (w pozwie dziennikarz domagał się 7 mln zł) oraz nakazał wydawcy "Wprost" publikację przeprosin na okładce tygodnika i trzech kolejnych stronach numeru. Szczegóły przeprosin zostały dokładnie sprecyzowane.

Durczok: To była bandyterka

Sąd zobowiązał Sylwestra Latkowskiego (ówczesnego redaktora naczelnego "Wprost" oraz dziennikarzy Michała Majewskiego i Olgę Wasilewską do opublikowania na własny koszt na 10. stronie tygodnika całostronicowego oświadczenia z przeprosinami oraz zdjęciami autorów tekstu - podaje Presserwis.pl. Na 11. stronie kolejne przeprosiny na opublikować sam Latkowski, a na 12. stronie AWR Wprost jako wydawca. Na tym jednak nie koniec. Na okładce "Wprost" ma się także  zdjęcie Kamila Durczoka (to samo, które było na okładce 16 lutego zeszłego roku) oraz podpis "Wydawca "Wprost" przeprasza Durczoka". - Oczywiście kwestia finansowa była dla mnie bardzo ważna, bo po tej publikacji po prostu straciłem pracę. Ale równie ważna jest dla mnie bezprecedensowa skala przeprosin, za tę bandyterkę, która się wobec mnie rozegrała - mówi w rozmowie z nami Kamil Durczok.

Godzic: Durczok walczył o całe swoje życie

Po ogłoszeniu wyroku dziennikarz mówił, że cieszy go nie tylko wysokość odszkodowania, ale i fakt, iż "sąd zmiażdżył ten artykuł i metody pracy dziennikarzy".

- Nie słyszałem o podobnym wyroku, ale to na razie jest chciejstwo, wyrok będzie pewnie podlegał dalszemu orzekaniu - mówi nam medioznawca profesor Wiesław Godzic. - Oczywiście to sprawa bezprecedensowa, bo Durczok walczył o całe swoje życie a Wprost" o swoją twarz. Czy ten wyrok coś zmieni w mediach? Obawiam się, że nie. W dzisiejszej rzeczywistości najważniejsze jest to, żeby być pierwszym z podaniem newsa. Tymczasem sąd daje sygnał, że ważna jest ostrożność i staranność w przygotowaniu materiału. Że jakość jest ważniejsza od prędkości - dowodzi Godzic.

Będzie apelacja

Michał Majewski, autor artykułu we "Wprost" twierdził na stronie Latkowski.com , że podczas procesu odrzucono wszystkie wnioski dowodowe zgłoszone przez tygodnik. - Sąd nie zgodził się nawet, by do akt sprawy dołączyć rozmowę, która odbyliśmy z Durczokiem, zbierając materiał do tekstu. Przesłuchano za to wszystkich świadków zgłoszonych przez Kamila Durczoka - pisze Majewski. - Gdybym miał pisać teksty o Kamilu Durczoku jeszcze raz, zrobiłbym to dokładnie tak, jak zrobiliśmy w 2015 roku - podsumował.

Wydawca tygodnika zapowiedział apelację. Określił orzeczenie sądu jako skandaliczne, które "godzi w wolność prasy urzeczywistniającej się jako prawo do informowania społeczeństwa o sprawach ważnych".

Chodzi o tekst "Kamil Durczok. Fakty po faktach" z lutego zeszłego roku. Opisywał on zdarzenie, do którego miało dojść w mieszkaniu w Warszawie, wynajmowanym przez znajomą Durczoka. "Wprost" podał, że policja spisała w nim dziennikarza. A potem - zdaniem dziennikarzy tygodnika - w tym mieszkaniu zostały znalezione materiały pornograficzne, gadżety seksualne i resztki "białego proszku". Zdjęcia z mieszkania stanowiły ilustrację artykułu. Artykuł ostro skrytykowała część środowiska dziennikarskiego jako nierzetelny i będący  formą "nagonki" na Durczoka.

Rekordowe odszkodowanie

To nie jedyny proces, jaki Kamil Durczok wytoczył "Wprost". Dziennikarz żąda 2 mln zł i przeprosin za drugi artykuł - była w nim opisana historia "znanej dziennikarki", którą molestował seksualnie szef, "popularna twarz telewizyjna".  I choć nazwisko Durczoka w drugim artykule nie padło, telewizja TVN powołała komisję, która uznała, że w redakcji "Faktów" były "przypadki molestowania i mobbingu". W efekcie Durczok stracił pracę. Na co dziennikarz przeznaczyłby pół miliona odszkodowania, zakładając oczywiście, że sąd drugiej instancji utrzymałby tę rekordową wysokość? Tego powiedzieć nam nie chciał.

- Wybaczy pani, ale od wyroku nie minęły jeszcze 24 godziny. Proszę mi nie zadawać takich pytań, w ogóle się nad tym nie zastanawiałem. Mój komentarz nie jest też oceną wyroku sądu, bo tego nie zwykłem robić, mówię jedynie o swoich odczuciach - skomentował krótko.

Zobacz wideo
Więcej o: