Śledztwo w tej sprawie trwało ponad rok. Zostało wszczęte, gdy powiatowy inspektor sanitarny złożył w Prokuraturze Rejonowej w Elblągu zawiadomienie o bezpośrednim narażeniu życia lub zdrowia klientów sklepu o nazwie "Pachnący dom" przy ul. Królewieckiej.
Wcześniej sanepid wszystko dokładnie udokumentował. W podejrzanym sklepie inspektorzy przeprowadzili sześć kontroli, podczas których zabezpieczali sprzedawane tam produkty. W trakcie śledztwa ustalono także personalia 29 osób, które trafiły do szpitali w wyniku zatrucia dopalaczami. Większość to bardzo młodzi ludzie (byli wśród nich nawet gimnazjaliści). Przesłuchiwani w prokuraturze przyznawali, że zażywali dopalacze kupione w elbląskim sklepie, a ich karty chorobowe zostały przekazane biegłym z zakresu medycyny sądowej i toksykologii Uniwersytetu Medycznego w Gdańsku. Z wydanej przez nich opinii wynika, że w sklepie prowadzonym przez Jakuba G. i Szymona I. sprzedawano różnego rodzaju środki chemiczne o właściwościach toksykologicznych. Zdaniem biegłych, przyjęcie tych "produktów kolekcjonerskich" , bo taki napis zwykle widnieje na opakowaniach dopalaczy, w jakiejkolwiek sposób, czyli nawet przez ich wąchanie, stanowiło zagrożenie dla konsumentów.
Za "sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób, poprzez wprowadzenie do obrotu środków odurzających" grozi kara od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia. Zdaniem prokuratury obaj oskarżeni działali wspólnie i w porozumieniu. W latach 2012-2013 prowadzili działalność gospodarczą pod szyldem zarejestrowanych w Pabianicach spółek, które wielokrotnie zmieniały nazwy, ale zajmowały się wprowadzaniem do obrotu substancji, które z uwagi na swoje właściwości chemiczno-toksykologiczne stwarzały zagrożenie dla życia i zdrowia zażywających je osób.
Na ławie oskarżonych Sądu Okręgowego w Elblągu zasiadł w środę Jakub G., ale zabrakło jego wspólnika. Szymon I. nie pojawił się w sądzie, nie dostarczył żadnego usprawiedliwienia, obrońca poinformował, że nie ma z nim kontaktu.
- W tej sytuacji wyznaczam na 6 maja posiedzenie w przedmiocie tymczasowego aresztowania - ogłosił sędzia Wojciech Furman. Szymon I. również zostanie wezwany na to posiedzenie, a gdyby się nie stawił, to zostanie zatrzymany przez policję i doprowadzony siłą.
Z powodu nieobecności jednego z oskarżonych, prokurator nie mógł odczytać w środę aktu oskarżenia i pierwsza rozprawa została odroczona do 11 maja.
Jakub G. opuścił sąd niemal biegiem i nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. Jego obrońca powiedział nam, że G. nie przyznaje się do stawianych im zarzutów i nie ma żadnych powodów, żeby mieć wyrzuty sumienia z tytułu prowadzonej działalności.
- Zabezpieczone w sklepie substancje były sprzedawane legalnie i nie były przeznaczone do spożycia. Takie informacje były na opakowaniach. Ci, którzy to zażywali i zachorowali, są sami sobie winni - mówi aplikant adwokacki Piotr Krystoń.
- Ale do Jakuba G. i Szymona I. zapewne docierały informacje, że ich klienci trafiają do szpitali często w bardzo poważnym stanie. Czy podejmowali jakieś kroki, żeby temu przeciwdziałać? - zapytaliśmy obrońcę.
- Nie mieli wiedzy, że sprzedawane w sklepie substancje są potem zażywane przez ludzi. Nie mieli wpływu na zachowanie tych osób, więc nie mogą ponosić za to odpowiedzialności - odpowiedział Krystoń i zapowiedział, że przygotowywany jest... pozew przeciwko elbląskiemu sanepidowi o odszkodowanie: - Uważamy, że zamknięcie sklepu było działaniem niezgodnym z prawem.
Sklep "Pachnący dom" został zlikwidowany w ub. roku. Popyt na dopalacze jest jednak tak wielki, że kilka tygodni później otwarto w centrum Elbląga kolejny sklep z "zapachami". Jest otwarty od rana do późnego wieczora przez siedem dni w tygodniu. Codziennie odwiedzają go setki młodych osób.
Dopalacze to bardzo myląca nazwa. Sugeruje bowiem, że są one superpaliwem dla mózgu. Tymczasem działają bardzo różnie - mogą być supernakręcaczami, superdepresantami albo prowadzić do całkowitej utraty kontaktu z rzeczywistością. Są przy tym silnie uzależniające. Oprócz tego, że podobnie jak tradycyjne narkotyki wywołują euforię albo nasilenie odczuć zmysłowych, przyspieszają akcję serca i podnoszą ciśnienie - do tego stopnia, że u zdrowych nastolatków dochodzi do zawałów. Amatorom dopalaczy zdarzają się także wybuchy niekontrolowanej agresji, napady paniki, depresja, urojenia i omamy. Lekarze zwykle mają spory problem z pacjentami po dopalaczach, bo brakuje im narzędzi pozwalających stwierdzić, po co sięgnęła naćpana osoba. W takich sytuacjach pozostaje leczenie objawowe.
Według ekspertów, średnio co pięć dni powstaje nowy dopalacz, a głównym krajem ich produkcji są Chiny. Do Polski dopalacze przemycane są przede wszystkim z Hiszpanii i sprzedawane są potem poza jakąkolwiek kontrolą.
W Trójmieście nie działa obecnie żaden legalny sklep z dopalaczami, ale i tak praktycznie codziennie ktoś trafia do szpitala z powodu zatrucia. Lekarze przyznają, że jest z tym coraz większy problem, bo nowe substancje - kokainopodobne i pochodne fentanylu - można bez problemu kupić w internecie.
W środę do elbląskiego sądu przyszło kilkoro nastolatków, którzy eksperymentowali z dopalaczami. Niektórzy z nich trafili po tym do szpitala. Na korytarzu opowiadali dziennikarzom, że nigdy nie mieli problemu z kupnem tych substancji.
- Gdy miałam 13 lat pierwszy raz je zapaliłam. Młoda byłam i głupia. Rozbolał mnie brzuch i źle się poczułam. Niektórym to się jednak bardzo podoba i się uzależniają. Dopalacze brało większość moich kolegów i koleżanek z gimnazjum - opowiadała jedna z dziewczyn.
. Grzegorz Kubicki Jesteśmy na Facebooku . Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Jeśli chciałbyś nas zainteresować ciekawym tematem, pisz na: dyzur@gdansk.agora.pl