Dziennikarze zostali dopuszczeni do wraku prezydenckiego tupolewa podczas wczorajszych obchodów drugiej rocznicy katastrofy smoleńskiej. Elementy wraku zostały zabezpieczone rusztowaniem i były wyraźnie czystsze niż wcześniej . Do Smoleńska zjechali bowiem nie tylko dziennikarze, ale i politycy polscy oraz rosyjscy, w tym m.in. przewodniczący Dumy Państwowej Siergiej Naryszkin.
- Rosjanie mają w swojej mentalności, że jak ktoś tak ważny przyjeżdża, to malują trawę i czyszczą wrak - wyjaśnił dziś w programie TVN24 "Twarzą w twarz" Ryszard Kalisz. - Oczywiście dla potrzeb dowodowych bardzo źle zrobiono, dlatego że nawet skrawek kurzu, błota, różnego rodzaju załamania na powierzchni mogą być poszlaką, a liczny ciąg poszlak może, jak już wielokrotnie mówiłem, doprowadzić do dowodu - dodał polityk SLD.
Przewodniczącemu sejmowej komisji sprawiedliwości wtóruje na łamach "Naszego Dziennika" były szef ABW Bogdan Święczkowski, który uważa, że działania Rosjan miały na celu "zdezawuowanie ewentualnych wyników badań w przyszłości".
- Wrak samolotu to materiał dowodowy, który nie powinien być nikomu udostępniony. Jeżeli dowód nie został przebadany, nie mogą podchodzić do niego osoby postronne. Ktoś przecież mógłby coś podrzucić lub coś zabrać. Zawsze wtedy strona rosyjska będzie mogła powiedzieć, że coś zostało podrzucone lub zabrane i że to nie była ich wina - ocenił prokurator w stanie spoczynku.
Wyrwane serca, krzyk i tupolew. Kontrowersyjny obraz "Smoleńsk" >>