Ponad miliard ludzi ma utrudniony dostęp do świeżej wody. Przeszło dwa i pół miliarda żyje w warunkach sanitarnych, które w świecie zachodnim uznaje się za urągające godności. Jedna trzecia ludzkości nie ma w domu bądź przy domu żadnej toalety - choćby zwykłej sławojki. Miliony umierają rocznie - 3,6 tys. dzieci dziennie - z powodu chorób przenoszonych przez brudną wodę lub ludzkie ekskrementy. Jeśli dodamy do tego, że liczba ludzi gwałtownie wzrasta - z 5,3 mld w 1990 r. do 6,6 mld w 2006 - to zrozumiemy, że problem z dostępem do czystej, świeżej wody staje się coraz poważniejszy.
Do tego dochodzi rozwój gospodarczy. Już dziś w USA przemysł energetyczny zużywa ok. 40 proc. całej świeżej wody wykorzystywanej przez Amerykanów. Tyle samo co rolnictwo. W 2003 r. we Francji kilkutygodniowa susza spowodowała 15-proc. spadek produkcji elektryczności w siłowniach jądrowych; w hydroelektrowniach - o jedną piątą.
Szacuje się, że już za blisko 20 lat zapotrzebowanie na energię wzrośnie aż o połowę.
W 2025 r. ponad połowę ludzkości dotkną ograniczenia w korzystaniu ze świeżej wody - ostrzegają autorzy kilku raportów w dzisiejszym "Nature". W połowie wieku deficyt wody dotknie już trzy czwarte ludzkości.
Jak to możliwe, skoro woda zajmuje aż dwie trzecie powierzchni Ziemi?
Wyobraźmy sobie, że ziemskie zasoby wody zmieściłyby się w wielkiej, wysokiej na 100 cm szklance. Prawie całą, od dna do 97. centymetra, wypełniłyby słone oceany i morza. Woda słodka zmieściłaby się w trzech centymetrach na samej górze. Ponad trzy czwarte z tego życiodajnego kożucha zajęłyby lodowce Antarktydy, Grenlandii i lodowce górskie. Niecały centymetr zostałby na wody gruntowe. A jeziora, rzeki, mokradła i pokrywa śnieżna stworzyłyby warstwę grubą na ledwie trzy milimetry. Jak widać, nasza szklanka z wodą zdatną do picia lub do wykorzystania w przemyśle nie tylko nie jest do połowy pełna. Ona jest prawie pusta.
A problem z dostępem do wody pitnej jest jeszcze większy, bo znaczna część jej zbiorników została przez ludzi zanieczyszczona biologicznie (np. ściekami domowymi) lub chemicznie (metale ciężkie, nawozy sztuczne, farmaceutyki).
Jak sobie z tym radzić?
W "Nature" naukowcy z kilku amerykańskich uczelni prognozują skok technologiczny, który miałby doprowadzić do tańszych i łatwiej dostępnych sposobów oczyszczania wody z wirusów, bakterii czy przemysłowych i rolniczych zanieczyszczeń. Wielkie stacje uzdatniania, z których korzysta się w bogatych krajach, nie mają bowiem racji bytu w biednych i zacofanych technologicznie społecznościach Trzeciego Świata. Nowe technologie ratowania wody muszą wymyślić badacze z krajów wysoko rozwiniętych i bogatych.
Podobnie jest z odsalaniem. Z drogich, energochłonnych metod zamieniania wody morskiej w słodką korzystają np. bogate kraje Zatoki Perskiej. Mogą sobie na to pozwolić, bo mają potężne zasoby ropy naftowej wykorzystywanej jako źródło energii w procesie odsalania. Co mają zrobić mieszkańcy suchych i upalnych krajów nadmorskich, które nie obfitują w ropę? Uczeni proponują technologie wykorzystujące energię słoneczną.
Czy deficyt świeżej wody dotknie też Polskę? Na szczęście pod względem zasobów wodnych mieścimy się w średniej europejskiej. Na każdego z nas przypada rocznie ok. 4,6 tys. m sześc. wody. Problem w tym, że tak jak wszyscy mieszkańcy krajów w miarę bogatych marnujemy wodę.
Naukowcy podkreślają, że ludzie zbyt małą wagę przywiązują do oczyszczania i ponownego wykorzystania ścieków. Większość pobieranej przez nas wody wraca do środowiska, tyle że z różnymi zanieczyszczeniami. W przypadku rolnictwa jest to do 40 proc., przemysłu - do 90 proc., a gospodarstw domowych - do 85 proc.
Nie chodzi o to, by z kranu leciały nam oczyszczone ścieki (tak jak to się dzieje np. na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej), ale o to, byśmy po prostu zachowywali się bardziej racjonalnie. Mieszkańcy domków jednorodzinnych, zamiast zlewać ścieki do kanalizacji, mogliby np. wykorzystać je (po oczyszczeniu) do podlewania ogródków. Tak samo deszczówkę zwykle spływającą razem ze ściekami do kanałów.
"Musimy szanować wodę tak, jak czynili to starożytni Rzymianie - apelują w "Nature" naukowcy. - Stworzyli system akweduktów i zbiorników, a źródeł wody pitnej bronili prawnymi zapisami".
"Jeśli nie zadbamy o dobry dostęp do źródeł także dla biednych, wiek XXI będzie wiekiem wojen o wodę" - konkludują badacze.