Już nie tylko bagna i wyspy. Ukraińcy weszli na suchy brzeg Dniepru, a Rosjanie w trybie paniki

Sytuacja na wschodnim brzegu Dniepru w rejonie Chersonia robi się coraz ciekawsza. Ukraińcy od miesięcy nękali tam Rosjan i wysadzali małe desanty, ale teraz to już coś poważniejszego. Na istotną ofensywę szanse nikłe, ale Rosjanie są w trybie panikowania w sieci.

W ich relacjach z tego rejonu walk można regularnie przeczytać, że rosyjskie oddziały nie mają nic, a Ukraińcy robią, co chcą. Teraz takie wieszczenie katastrofy osiągnęło poziom szczególny. Ukraińskie drony mają atakować wszystko, co się rusza nawet do 20-30 kilometrów od brzegu rzeki, ukraińskie wojska walki radioelektronicznej dominować nad okolicą, a silna obrona przeciwlotnicza zapewniać wyjątkowo dobry parasol. Wsparte w ten sposób ukraińskie oddziały mają już wkraczać na wyższy suchy brzeg i działać we wsiach na terenie okupowanym. Zarejestrowano nawet po raz pierwszy przerzut przez Dniepr pojazdów opancerzonych.

Coraz dalej i dalej na zły brzeg

Nie ulega wątpliwości, że Ukraińcy pozwalają sobie na coraz więcej na tym odcinku frontu. Wojna dronów i niewielkich oddziałów poruszających się łodziami pomiędzy podmokłymi wyspami w dolinie Dniepru trwała przez większą część tego roku. Latem Ukraińcy już na stałe zaczęli zajmować niewielkie przyczółki na skraju podmokłych wysp po rosyjskiej stronie rzeki. Największy w rejonie małej osady Daczi przy ruinach mostu Antonowskiego. Pomimo wielu prób kontrataków i bombardowania czym się dało, w tym Iskanderami, Rosjanom nie udało się zepchnąć Ukraińców do rzeki. Skala tych działań była jednak bardzo mała. Ukraińcom chodziło o wiązanie jak największych sił Rosjan w tym rejonie, kiedy na Zaporożu trwały ciężkie walki.

Do dzisiaj skala działań wyraźnie się zwiększyła. Ukraińcy mają trzy kolejne przyczółki na odcinku rzeki od ruin mostu Antonowskiego do ruin zapory Kachowka. Jeden przy wysadzonym moście kolejowym, drugi obok wsi Pidstepne, a trzeci obok wsi Krinki.

Sytuacja na kluczowym odcinku Dniepru pomiędzy Chersoniem a ruinami zapory Kachowka. Największy ukraiński przyczółek widać na wschodnim, prawym skraju mapySytuacja na kluczowym odcinku Dniepru pomiędzy Chersoniem a ruinami zapory Kachowka. Największy ukraiński przyczółek widać na wschodnim, prawym skraju mapy Fot. @Pouletvolant3/X

Największy jest ten ostatni. Ukraińska piechota morska działa już w samej wsi, a właściwie jej ruin, które są na suchym wysokim brzegu. W odróżnieniu od dotychczasowych miesięcy działań na podmokłych wysepkach w dolinie rzeki. Dodatkowo w ostatnich dniach pojawiła się klatka z nagrania wykonanego przez dron rozpoznawczy, na którym widać ukraiński kołowy transporter opancerzony BTR-4 transportowany przez amfibię PTS. Ujęcie jest kiepskiej jakości, ale według opisów ma obrazować przerzut pojazdu przez Dniepr w rejonie wsi Krinki. Nie ma jeszcze żadnych nagrań potwierdzający obecność BTR-4, czy też jakiegokolwiek ukraińskiego pojazdu opancerzonego na wschodnim brzegu.

Jakoby BTR-4 transportowany przez DnieprJakoby BTR-4 transportowany przez Dniepr Fot. Supernova+/Telegram

Wraz ze wzrostem natężenia działań Ukraińców, wzrasta ilość pesymistycznych wpisów rosyjskich korespondentów i żołnierzy działających w tym regionie. Trzeba brać pod uwagę, że najpewniej w jakimś stopniu są przesadzone pod wpływem emocji i chęci ściągnięcia uwagi na ten nieco zapomniany odcinek frontu. Niezależnie od tego lista narzekań jest duża. Najczęściej wymieniany problem to chmary ukraińskich komarów, czyli dronów FPV. Po stronie ukraińskiej zidentyfikowano w tej okolicy co najmniej cztery grupy zajmujące się prowadzeniem rozpoznania i uderzeń przy pomocy bezzałogowców. Rosjanie narzekają, że atakowane jest wszystko, co się rusza w odległości do 10 kilometrów od brzegu rzeki, a czasem nawet 20-30 kilometrów.

Twierdzą przy tym, że Ukraińcy używają jakiegoś nowego rodzaju dronów FPV, które mają bardzo długi zasięg, bo standardem jest kilka kilometrów. Praktycznie wszystkie cięższe pojazdy opancerzone na odcinku frontu w rejonie ukraińskich przyczółków miały zostać uszkodzone lub zniszczone, a nowe nie są wysyłane w zagrożony region. Potwierdzeniem tej nadzwyczajnej aktywności ukraińskich dronów jest to, że do sieci trafia bardzo dużo nagrań z ich ataków w tym rejonie. Zwłaszcza we wsi Krinki. Czy ich skala jest tak katastrofalna jak w relacjach Rosjan, nie sposób ocenić.

Nagrania z ukraińskich "komarów" atakujących rosyjskie transportery opancerzone we wsiach na brzegu Dniepru

Tradycyjnie rosyjskie narzekania dotyczą też znacznej przewagi ukraińskiej artylerii w donośności, celności i czasie reakcji. W ostatnich dniach pojawiły się dodatkowo twierdzenia, że Ukraińcy podciągnęli istotne środki do obrony przeciwlotniczej blisko rzeki, a na niej używają niewielkich łodzi motorowych z systemami walki elektronicznej, które są skonfigurowane specjalnie do utrudniania działania rosyjskich bezzałogowców. Pomimo tej litanii narzekań nie brakuje doniesień na temat systematycznych rosyjskich ostrzałów artyleryjskich, uderzeń rakietowych i lotniczych oraz takich przy pomocy dronów. Nie ulega jednak wątpliwości, że jest to dla obu stron konfliktu trzeciorzędny kierunek działań, więc zaangażowane na nim siły są ograniczone. Rosyjskie dowództwo najpewniej stara się tam ich trzymać tak mało jak to możliwe, co prowadzi do sytuacji, że już będący tam żołnierze odczuwają deficyt wszystkiego.

Po stronie ukraińskiej w walkach w tym rejonie uczestniczą przede wszystkim trzy brygady piechoty morskiej - 35, 36 i 38. Do tego siły Obrony Terytorialnej i oddziały specjalne. Po stronie rosyjskiej to gorszej jakości oddziały piechoty zmotoryzowanej wspierane przez ograniczone siły piechoty morskiej i sił specjalnych. Pojawiają się jednak informacje o wysyłaniu przez rosyjskie dowództwo pewnych posiłków, choćby jednego batalionu ze składu 7. Dywizji Powietrznodesantowej, która dotychczas walczyła na priorytetowym Zaporożu. Jest możliwe, że wraz z wygaśnięciem tam ukraińskich działań ofensywnych, część wysłanych tam latem oddziałów będzie mogła teraz wrócić na zachód, do okupowanej części obwodu chersońskiego.

To ciągle nie jest duża operacja

Niezaprzeczalne ukraińskie postępy na wschodnim brzegu Dniepru nie oznaczają jednak jakiejś istotnej ofensywy. Ciągle mowa o bardzo ograniczonych działaniach niewielkimi siłami, które będą możliwe tak długo, jak nie przyciągną większego zainteresowania rosyjskiego dowództwa. Po prostu aktualnie Rosjanie na tym odcinku są tak słabi, że nie potrafią sobie poradzić ze skromnymi siłami ukraińskimi działającymi na wschodnim brzegu. Nie oznacza to jednak, że Ukraińcy są tak silni, iż mogliby prowadzić jakieś szerzej zakrojone działania ofensywne i wyzwalać większe obszary okupowanego obwodu chersońskiego. Ogranicza ich rzecz fundamentalna, logistyka.

Przerzucenie przez tak dużą rzekę jak Dniepr jakichś większych sił, a co jeszcze ważniejsze późniejsze ich zaopatrywanie, to bardzo poważne wyzwanie. Ograniczone działania grupami piechoty zaopatrywanej małymi łodziami i amfibiami czy nawet przerzucenie kilku lekkich pojazdów opancerzonych to jedno. Czymś zupełnie innym byłoby przeprawienie i zaopatrzenie tysięcy ludzi oraz setek pojazdów, bo takich sił wymagałaby poważniejsza ofensywa. Do tego niezbędne byłyby mosty. Te stałe są zniszczone i nie ma co liczyć na ich odbudowę, nawet prowizoryczną. Konieczne byłoby więc postawienie mostów pływających. W liczbie mnogiej, bo jeden to za mało na poważną operację. Ewentualnie połączenie mostu/mostów i dobrze zorganizowanej sieci przepraw promowych. Czyli wysiłku inżynieryjnego na poważną skalę, zwłaszcza biorąc pod uwagę szerokość Dniepru w rejonie walk, która wynosi najczęściej około pół kilometra. Do tego w większości miejsc kolejne kilka kilometrów bagien.

Ze strony ukraińskiej pojawiają się sugestie, że stosowny sprzęt inżynieryjny jest. W tym otrzymywane z NATO systemy przeprawowe M3 i inny niesprecyzowany sprzęt tego typu. Sami Ukraińcy mają też starsze radzieckie mosty pontonowe. Regularnie publikowane są nagrania prezentujące szkolenia z zakresu budowy przepraw i pokonywania przeszkód wodnych, co ma najpewniej na celu podtrzymywanie poczucia zagrożenia u Rosjan.

Nagranie ze szkolenia ukraińskich wojskowych w Niemczech, podczas którego uczyli się użycia pojazdów M3

Dodatkowo w pobliżu wsi Kriniki, kilka kilometrów w górę biegu rzeki, znajduje się jedno z najdogodniejszych miejsc do ewentualnego przeprawiania się przez rzekę. Akurat tam wschodni brzeg nie jest podmokły, a rzeka ma tylko około 400 metrów szerokości. W czasach pokoju ukraińskie wojsko ćwiczyło w tym miejscu forsowanie Dniepru i są nawet przygotowane drogi dojazdowe, a dno jest dobrze rozpoznane.

Nie zmienia to jednak faktu, że operacja przeprawienia się większymi siłami przez rzekę szeroką na 400 metrów, a potem stworzenia systemu ich zaopatrywania, byłaby wielkim wyzwaniem. Rosjanie na pewno użyliby, czego tylko by się dało do ostrzeliwania przeprawy i jej przyczółków pełnych sprzętu oraz ludzi. Od bomb szybujących, przez rakiety balistyczne po artylerię i drony. To wręcz wymarzony cel. Do osłony przeprawy Ukraińcy musieliby podciągnąć znaczne siły obrony przeciwlotniczej, które od razu same stałyby się celem. Ogólnie rzecz biorąc, byłaby to operacja wysokiego ryzyka. Z tego powodu ciągle nie można powiedzieć, że to, co się dzieje nad Dnieprem, jest czymś więcej niż wiązaniem sił Rosjan.

Zobacz wideo
Więcej o: