Pierwsze sygnały na to wskazujące pojawiły się już dwa tygodnie temu za sprawą zdjęć satelitarnych poligonu Pankowo na wyspie Nowa Ziemia, na dalekiej północy Rosji. Teraz amerykański dziennik "New York Times" pokazał kolejne, lepszej jakości. W połączeniu z ostrzeżeniami dla statków i samolotów prawdopodobieństwo kolejnych testów Buriewiestnika jest wysokie.
Krótkie nagranie opublikowane przez Rosjan, mające przedstawiać start rakiety Buriewiestnik podczas poprzedniej kampanii testów. W początkowej fazie lotu pocisk jest napędzany klasycznym silnikiem rakietowym.
Pierwsze zdjęcia zostały wykonane na zlecenie organizacji Bellingcat. Znane stanowisko testowe w Pankowie zostało wybrane w sondzie przez internautów jako jedno z pięciu wartych wydania pieniędzy na dobrej jakości zdjęcia wykonane na zamówienie przez cywilne satelity zobrazowania. Ujęcia zostały wykonane 20 września i ewidentnie widać na nich aktywność na stanowisku testowym. Przy czymś, co jest uznawane za wyrzutnię, widać prawdopodobnie dźwig i ciężarówkę z naczepą o wymiarach odpowiadających domniemanym wymiarom Buriewiestnika. Do tego kilka pojazdów terenowych. Domniemana ruchoma osłona wyrzutni jest przesunięta do przodu i odsłania koniec, gdzie logicznym byłoby umieścić rakietę gotową do startu.
Po części zainspirowani tym dziennikarze "NYT" zamówili kolejne zdjęcia stanowiska testowego, które udało się wykonać 28 września. Osłona wyrzutni jest z powrotem nasunięta na jej tylną część, zniknął domniemany dźwig i ciężarówka z naczepą, ostał się jedynie jeden samochód terenowy. Na tej podstawie autorzy artykułu przypuszczają, że Rosjanie albo są w trakcie przygotowań do kolejnych testów, albo jakiś właśnie przeprowadzili.
Tę teorię wspiera fakt, że Rosjanie już pod koniec sierpnia ogłosili kilka ostrzeżeń dla statków i samolotów dla obszaru na zachód od wybrzeży Nowej Ziemi. Tak zwanych NOTAM. Rosjanie sugerują, aby trzymać się z dala od znacznych obszarów Morza Barentsa i przestrzeni powietrznej nad Nową Ziemią. Wszystko w rejonie stanowiska testowego Pankowo. Norweski analityk Thord Are Iversen, skupiający się na aktywności rosyjskiego wojska na dalekiej północy, jest przekonany, że wspomniane ostrzeżenia i dodatkowo aktywność statków oraz okrętów u wybrzeży Nowej Ziemi obserwowana na przestrzeni ostatniego miesiąca wyraźnie wskazują na kolejną kampanię testową Buriewiestnika.
Wątek napisany na X przez autora tekstu dla "NYT" zawierający wszystkie opisane zdjęcia.
Dodatkowo w bazie lotniczej Rogaczewo, położonej około 170 kilometrów na południe od Pankowa, już od sierpnia były obecne dwa samoloty specjalistyczne wykorzystywane przez koncern Rosatom (zajmuje się ogółem działań związanych z energetyką jądrową, technologiami jądrowymi i produkcją broni jądrowej). To głęboko zmodyfikowane transportowe Ił-76, oznaczone Be-976. Widać je na zdjęciach satelitarnych opublikowanych przez "NYT". Mają one służyć do gromadzenia danych przekazywanych przez lecącą rakietę i do bliżej nieokreślonego wsparcia testów silnika jądrowego. Informacje na temat maszyn są bardzo skąpe, jednak obie miały być wykorzystywane nad Nową Ziemią podczas poprzednich prób Buriewiestnika.
Ze względu na to, jak bardzo odizolowanym miejscem jest Nowa Ziemia, szanse na jakiekolwiek konkretne informacje dotyczące domniemanych testów są bardzo nikłe. O ile Rosjanie sami czymś się nie pochwalą albo nie dojdzie znów do poważnego wypadku.
Tak było podczas poprzedniej kampanii testów w latach 2017-2019. Według ocen cywilnych analityków z organizacji Nuclear Threat Initiative (NTI) dokonano wówczas 13 prób. Testy nie ograniczały się do Pankowa na Nowej Ziemi, przeprowadzano je też na poligonie Kapustin Jar w obwodzie Astrachańskim (pierwszy poligon rakietowy ZSRR) oraz na poligonie Nienioska nad Morzem Białym w obwodzie archangielskim. Wszystkie miały się skończyć większymi lub mniejszymi porażkami. W najlepszym przypadku pocisk miał przelecieć około 30 kilometrów, zanim rozbił się w morzu. Szczegóły nie są znane i jedyne informacje to te pochodzące z przecieków od zachodnich służb wywiadowczych do prasy. Ogólnie rzecz biorąc, silnik jądrowy miał nie działać zgodnie z założeniami i przysparzał wielu problemów.
W końcu doszło do poważnego wypadku na poligonie Nienioska. Podczas wydobywania z dna morza jakiegoś obiektu doszło do silnej eksplozji, która uszkodziła barkę wykorzystywaną do operacji. Zginęło pięciu pracowników Rosatomu, przy czym niektóre ofiary, obok obrażeń od wybuchu, miały wykazywać objawy choroby popromiennej. Podwyższone promieniowanie po wybuchu zarejestrowano w położonym o 50 kilometrów dalej Siewierodoniecku. W jednej ze stacji pomiarowych osiągnęło 16-krotność standardowego poziomu. W ciągu godziny sytuacja wróciła jednak do normy. Rosjanie przyznali, że do wypadku doszło podczas prac nad niesprecyzowaną nową i awangardową bronią. Wypowiedzi Rosjan, istnienie na poligonie Nienioska wyrzutni takiej samej jak ta w Pankowie czy Kapustin Jarze oraz fakt zaistnienia podwyższonego promieniowania po wypadku pozwalają przypuszczać, że był on efektem testów nowej rakiety.
Szczegółowych informacji na temat Buriewiestnika nie ma. Zasada jego działania pozostaje zagadką. Rosjanie twierdzą, że ma mieć silnik wykorzystujący reaktor jądrowy i "nieograniczony" zasięg. Jeszcze nigdy nie zbudowano broni z tego rodzaju napędem. Podczas zimnej wojny prowadzono badania w tym kierunku, ale koncepcja została w końcu zarzucona jako niepraktyczna. Amerykanie od końca lat 50. do połowy 60. pracowali nad atomowym napędem dla potencjalnej rakiety strategicznej SLAM. Miał to być silnik odrzutowy z reaktorem z obiegiem otwartym, czyli zasysający powietrze z jednej strony, gwałtownie je podgrzewający promieniowaniem, po czym wyrzucający je z drugiej. Mocno skażone. W ramach programu PLUTO z powodzeniem przetestowano odpowiednie urządzenie na poligonie w Nevadzie. Reaktory Tory działały zgodnie z założeniami. Program jednak zamknięto w 1964 roku, kiedy ochłonięto z największej gorączki zimnej wojny i zaczęto lepiej rozumieć szkodliwe efekty promieniowania. Rakieta SLAM byłaby bowiem naprawdę koszmarną bronią, która miała lecieć z dużą prędkością naddźwiękową na małej wysokości nad terytorium wroga, wywołując niszczycielski grom dźwiękowy i zostawiając za sobą skażenie, równocześnie uwalniając się do kilkunastu ładunków termojądrowych.
Pracowano też nad silnikami jądrowymi dla bombowców. Zarówno w ZSRR, jak i w USA. W tym przypadku miały jednak wykorzystywać reaktory z obiegiem zamkniętym, czyli bez wyrzucania z silnika strumienia skażonego powietrza. W USA w latach 50. eksperymentalny reaktor zamontowano w bombowcu strategicznym B-36, który odbył z nim kilkadziesiąt lotów, ale energia jądrowa nigdy nie napędzała silników. Testowano głównie sposób ochrony załogi przed promieniowaniem. Ze względu na liczne problemy z bezpieczeństwem i pojawieniem się rakiet międzykontynentalnych program zarzucono na początku lat 60. W ZSRR prowadzono identyczne testy w latach 60. na pokładzie bombowca Tu-95, ale z takim samym finałem.
Trudno zrozumieć, dlaczego Rosjanie postanowili wrócić do koncepcji silnika lotniczego wykorzystującego energię jądrową i jaką dokładnie może mieć formę. Zimnowojenne testy wykazały, jak bardzo problematyczne jest to rozwiązanie i jak duże niesie ze sobą ryzyko. Według raportu NTI Rosjanie prawdopodobnie postrzegają Buriewiestnika jako narzędzie do uderzenia odwetowego, jeśli przeciwnik wcześniej zdoła zdewastować Rosję w zaskakującym ataku nuklearnym. Rakieta manewrująca z napędem jądrowym o globalnym zasięgu mogłaby przeprowadzić bardzo trudny do wykrycia i powstrzymania odwet. W przeciwieństwie do klasycznych międzykontynentalnych rakiet balistycznych, które są łatwe do wykrycia, oraz istnieje teoretyczna możliwość ich zestrzelenia przez amerykański system antyrakietowy GMD. Rosjanie wielokrotnie wskazywali jego istnienie jako przyczynę swoich prac nad nowym uzbrojeniem do przenoszenia broni jądrowej, jednak w praktyce Amerykanie mają ogromne problemy z GMD, który pomimo trzech dekad prac i kilkudziesięciu miliardów dolarów ma bardzo ograniczone możliwości. Buriewiestnik może być więc głównie narzędziem propagandy i programem badawczym, a nie wstępem do budowy floty rakiet z napędem jądrowym.