W piątek 22 września ukraińskie rakiety eksplodowały w Sewastopolu na okupowanym przez Rosję Półwyspie Krymskim. Uderzyły w główny sztab rosyjskiej Floty Czarnomorskiej. W poniedziałek 25 września Ukraińska Prawda doniosła, że według Sił Operacji Specjalnych Sił Zbrojnych w wyniku ataku na kwaterę główną Floty Czarnomorskiej Federacji Rosyjskiej zginęło 34 oficerów, w tym dowódca Floty Czarnomorskiej. Potwierdzono tym samym, że w ataku zginął Wiktor Sokołow, o czym pisaliśmy w serwisie Ukrayina.pl. Celem ataku było między innymi zniszczenie okrętu desantowego "Mińsk".
Dowództwo przekazało, że "zaktualizowano informacje" o stratach w armii rosyjskiej. Podczas ataku na okręt "Mińsk" przebywał na nim personel. Oprócz wspomnianych oficerów zginęło także 62 okupantów - przekazano. Jak dodano, kolejnych 105 osób zostało rannych. Budynek siedziby nie nadaje się do odbudowy.
W nocy z niedzieli na poniedziałek Rosjanie zaatakowali rakietami i dronami południe Ukrainy. Ich celem była infrastruktura zbożowa, ale też m.in. port pasażerski w Odessie.
Ukraińskiej obronie powietrznej udało się strącić wszystkie 19 wypuszczone przez Rosjan drony Shahed, a także 11 z 12 rakiet Kalibr. Rosjanie atakowali też dwoma ponaddźwiękowymi rakietami Oniks. Jak wyjaśnia rzecznik Zgrupowania Wojsk Południe kapitan Natalia Humeniuk, dwa Oniksy trafiły w magazyn zboża. Praktycznie zniszczony jest również budynek pasażerskiego portu w Odessie. W nadmorskim mieście zniszczony został też zamknięty od kilku lat hotel. Jedna osoba została ranna. W nocy także Ukraińcy atakowali za pomocą dronów obiekty w Federacji Rosyjskiej. Według wstępnych informacji bezzałogowce bądź ich odłamki, spadły w rosyjskich obwodach kurskim i brańskim.
Izraelski ekspert wojskowy Dawid Szarp zwraca uwagę, że rosyjskiej armii kończą się rezerwy osobowe. Już wcześniej zwracali na to uwagę amerykańscy i brytyjscy analitycy. W ich ocenie Moskwa przerzuca w newralgiczne rejony żołnierzy wycofanych z tych odcinków frontu, na których toczą się mniej intensywne walki.
Ukraińsko-izraelski ekspert wojskowy w rozmowie z niezależną telewizją Deszcz zwrócił uwagę, że coraz częściej do opinii publicznej przedostają się skargi żon żołnierzy i samych żołnierzy. Wynika z nich, że w rosyjskiej armii nie ma rotacji oddziałów i żołnierze zbyt długo przebywają na linii frontu. - To są oznaki deficytu osobowego. Dotychczasowe tak zwane wsparcie przerzucane było nie z odwodów, ale z innych odcinków linii frontu. To jest taka próba gaszenia pożaru, która świadczy o tym, że poza frontem nie ma już nowych sił, oczekujących na swoją kolej, albo jest ich niewiele - dodał Szarp.