Najbardziej spektakularne uderzenie na półwysep w ostatnim czasie, czyli na stocznię w Sewastopolu, jest czymś obok wspomnianych operacji. Te są wyraźnie wycelowane w ograniczenie zdolności Rosjan do obrony zachodniej części Krymu przed atakami z powietrza i wody.
Proces ten zaczął się jeszcze w czerwcu. 11 dnia tegoż miesiąca ukazały się ciekawe zdjęcia satelitarne rosyjskiej bazy na półwyspie Tarchankuckim, w pobliżu wioski Majak. Na wysokim wybrzeżu już od wielu lat był tam rozbudowany posterunek dla nowoczesnego systemu radarowego Niebo. Zbudowano nawet stałe osłony dla anten radarowych, mające kształt białych kuli z lekkich materiałów chroniących je przed warunkami atmosferycznymi. Kompleks radarowy Niebo umieszczony w tym miejscu zapewniał Rosjanom dobre pokrycie radarowe dla znacznej części północno-zachodniego Morza Czarnego, a dla obiektów na dużych wysokościach nawet nad południową Ukrainą i wybrzeżem Rumunii. Wszystko, co leciałoby z wybrzeża ukraińskiego w rejonie Odessy w kierunku bazy w Sewastopolu, mogło zostać wykryte nawet na małych wysokościach.
Zdjęcie z 11 czerwca pokazywało wyraźne uszkodzenia największej osłony, mieszczącej najpewniej główny radar kompleksu Niebo oznaczony RLM-M. Nie wiadomo, co spowodowało powstanie dziury i ewentualnie jakie uszkodzenia odniósł radar. Ataki ukraińskich dronów na różne cele na Krymie nie były już wówczas niczym nadzwyczajnym, więc jest prawdopodobne, że to był jeden z nich. Uszkodzenia najwyraźniej nie były jednak zadowalające dla Ukraińców, albo Rosjanie szybko naprawili/zastąpili zaatakowany radar.
25 sierpnia przed świtem komandosi Głównego Zarządu Wywiadu Wojskowego Ukrainy dokonali rajdu dywersyjnego wymierzonego w stanowisko radarów opodal wsi Majak. Przebywający w pobliżu rosyjscy cywile (głównie urlopowicze) donosili o dźwiękach walki, a rano nad bazą unosił się słup dymu. Według Ukraińców komandosi bez strat własnych zniszczyli radary RLM-M i Kasta 2E2, który również jest nowoczesnym rosyjskim systemem radiolokacyjnym, przeznaczonym głównie do wykrywania celów na małych wysokościach. Rosjanie twierdzili w zależności od źródła, że ukraińskich komandosów przegonił "cieć z kałachem" i nic się nie stało, po przyznanie, iż były straty w sprzęcie radarowym. Ze strony Ukraińców były jeszcze dodatkowo twierdzenia o zniszczeniu jakichś elementów systemu obrony brzegowej Bastion, jakoby też rozmieszczonego w tej okolicy. Co faktycznie jest możliwe, ponieważ na zdjęciach satelitarnych widać przygotowane stanowiska dla pojazdów. Nie ma jednak na to dowodu.
Niezależnie od ataków na stanowiska radarów, Ukraińcy zabrali się też za ataki na stanowiska obrony przeciwlotniczej. Dwa dni przed rajdem komandosów, 23 sierpnia, przeprowadzili uderzenie na stanowisko systemu przeciwlotniczego dalekiego zasięgu S-400 (albo starszego S-300 według Rosjan), rozmieszczonego obok wsi Oleniwka, kilka kilometrów od wspomnianej wsi Majak. Wszystko na półwyspie Tarchankuckim. Nie ma pewności, czym Ukraińcy przeprowadzili ten atak, choć nieoficjalnie przy pomocy rakiety przeciwokrętowej Neptun, zmodyfikowanej i przystosowanej do atakowania celów lądowych.
Na opublikowanym wideo widać jedynie charakterystyczną eksplozję rakiet przeciwlotniczych na wyrzutni. Wykonane później zdjęcia satelitarne wyraźnie pokazują ślady tegoż wybuchu, ale też jakiegoś innego spalonego obiektu obok. Według Rosjan - cysterny z paliwem. Co w tej historii dodatkowo istotne, to że atak nagrywał jakiś ukraiński dron i sądząc z kąta wykonania nagrania, musiał być dość blisko stanowiska baterii przeciwlotniczej. Najbliższy kontrolowany przez Ukraińców teren jest natomiast ponad 150 kilometrów dalej. Za daleko na małe drony rozpoznawcze, które mogłyby mieć realną szansę pozostać niewykryte w takiej sytuacji. Wszystko wskazuje więc na działanie w pobliżu miejsca ataku jakieś grupy dywersyjnej.
Teraz nastąpił kolejny atak tego rodzaju. 14 września Ukraińcy uderzyli w stanowisko systemu S-400 w rejonie Eupatorii, około 60 kilometrów na wschód od Oleniwki i Majak. Bateria znajdowała się kilka kilometrów na zachód od miasta, na wybrzeżu. Nie ma nagrań samego ataku autorstwa Ukraińców, jedynie okoliczni mieszkańcy zarejestrowali z dystansu silne eksplozje i pożar. Zdjęcia satelitarne, dostępne dzień później, potwierdzają, że zniszczeniu najpewniej uległa jedna wyrzutnia i być może jakiś dodatkowy niezidentyfikowany pojazd. Według źródeł ukraińskich uderzenie miało charakter kombinowany i użyto do niego dronów oraz ponownie zmodyfikowanych rakiet przeciwokrętowych Neptun.
Choć ze strony ukraińskiej pojawiają się twierdzenia o "zniszczeniu" całych systemów S-300 czy S-400 w opisanych atakach, to jest to zdecydowana przesada. W obu przypadkach jest pewność zniszczenia pojedynczej wyrzutni i jakichś pojazdów pomocniczych. Bateria takiego systemu ma natomiast etatowo osiem wyrzutni. Dla obezwładnienia całego systemu znacznie ważniejsze byłoby trafienie w radar lub stanowisko dowodzenia. Być może Ukraińcom się to udało, jednak są to obiekty niewybuchające tak spektakularnie jak wyrzutnie, więc na zdjęciach satelitarnych może nie być widać uszkodzeń, lub nawet zniszczenia. Pomimo tego nie ma podstaw, aby twierdzić, że całe baterie zostały zniszczone. Na pewno przemieściły się na zawczasu przygotowane alternatywne stanowisko gdzieś w pobliżu, choć w przypadku ostatniego ataku widać, że wiele pojazdów zostało na miejscu. Może to wskazywać na ich uszkodzenie.
Wszystko to oznacza pewną dezorganizację i utrudnienie w funkcjonowaniu, ale nie śmiertelny cios. Jednak rosyjscy przeciwlotnicy, którzy przez ponad rok wojny mogli działać na Krymie w dość komfortowych warunkach, teraz muszą funkcjonować w sytuacji zagrożenia, co najpewniej ma wpływ na ich efektywność. Być może zapadnie jakaś decyzja o odsunięciu ich od wybrzeża, a wówczas byłoby to spore zwycięstwo Ukraińców. Nie ma jednak na razie żadnych dowodów na to wskazujących.
Przesunięcie stanowisk radarów dalekiego zasięgu i baterii przeciwlotniczych dalekiego zasięgu gdzieś dalej od brzegu byłoby sukcesem, ponieważ - jak można się domyślić - o to chodzi Ukraińcom. O utrudnienie Rosjanom dominacji nad północno-zachodnim Morzem Czarnym i stworzenie strefy osłabionej w systemie obrony bazy w Sewastopolu. Wpisują się w to rajdy komandosów na zagarnięte przez Rosjan wraz z Krymem platformy wiertnicze w tej części morza. Rosyjskie wojsko na początku wojny wykorzystywało je jako stanowiska obserwacyjne, ale nie ma pewności, czy robili to po ukraińskich atakach rakietowych na nie ponad rok temu. Ukraińcy twierdzą, że tak. Wobec tego zlikwidowanie tych dodatkowych "oczu" na podejściu do Sewastopola ma swoją wartość.
Można się spodziewać, że Ukraińcy będą kontynuować swoją kampanię, która przynosi wymierne sukcesy. Gdyby udało im się regularnie atakować bazę w Sewastopolu, to będzie miało to poważny negatywny wpływ na skuteczność Floty Czarnomorskiej. To oznacza natomiast osłabienie blokady morskiej Ukrainy, utrudnienie ataków rakietami manewrującymi i łatwiejszy dostęp do zachodniego wybrzeża Krymu, gdyby w przyszłości przyszło wyzwalać półwysep.