Zaskakujący atak o wielkim znaczeniu. Bez Sewastopola rosyjska kontrola morza się posypie

Okręt podwodny i desantowy uszkodzone. Rosjanie sami się do tego przyznają. Sądząc po zdjęciach, ten drugi jest już złomem. Ukraiński atak na stocznię w Sewastopolu to poważny sukces. Ta baza ma kluczowe znaczenie dla Rosjan i do tej pory była nietykalna.

Zburzenie tej aury bezpiecznej przystani nastąpiło w nocy z wtorku na środę. Po serii kilku silnych eksplozji wybuchł pożar na terenie sewastopolskiej stoczni Sewmorwerf. Ogień był zlokalizowany w rejonie dwóch położonych obok siebie suchych doków. Jak wynika ze zdjęć satelitarnych wykonanych dzień wcześniej, stał w nich duży okręt desantowy projektu 775 i okręt podwodny projektu 636.

Rosyjskie ministerstwo obrony wyjątkowo samo przyznało, że w wyniku ukraińskiego ataku został uszkodzony duży okręt desantowy i okręt podwodny. Do tego stwierdzono, że uderzenie przeprowadzono przy pomocy 10 rakiet manewrujących oraz kilku dronów nawodnych. Siedem rakiet i wszystkie drony miały zostać zniszczone. Rosyjskie źródła nieoficjalne piszą jednak, że było trochę inaczej.

Rakietami we wrażliwe miejsce

Pierwszą zagadką było to, czym Ukraińcy zaatakowali. Ta jednak dość szybko znalazła prawdopodobne rozwiązanie w postaci komentarza dowódcy ukraińskich sił powietrznych generała Mykoła Oleszczuka. Publicznie pogratulował on udanej operacji swoim podwładnym. Do tego same Siły Powietrzne Ukrainy umieściły w sieci ironiczny obrazek o wymownym przesłaniu.

Wskazuje to na użycie odpalanych z samolotów zachodnich rakiet manewrujących Storm Shadow/SCALP (wersja brytyjska i francuska). Ukraińcy otrzymali je późną wiosną i do tej pory używali ich z powodzeniem do ataków głównie na rosyjską logistykę oraz sztaby i stanowiska dowodzenia. Sewastopol z jakiegoś powodu nie był ich celem. Co się stało, że teraz postanowiono ich użyć, choć rosyjska baza morska zawsze była tak samo ważnym strategicznym celem? Można jedynie spekulować, że wymagało to jakichś decyzji politycznych ze strony dostawców rakiet, albo przygotowania odpowiednich warunków do ataku w postaci osłabienia rosyjskiego parasola obrony przeciwlotniczej oraz walki elektronicznej. W tym kontekście sierpniowe ataki ukraińskie na radary dalekiego zasięgu oraz baterię systemu S-400 na zachodnim wybrzeżu Krymu zyskują nowe znaczenie.

Podczas wcześniejszych ukraińskich ataków zachodnimi rakietami manewrującymi używane były latające wabiki MALD. Ich zadaniem jest lecieć obok prawdziwych pocisków i ściągać na siebie uwagę obrony przeciwlotniczej, aby ułatwić tym pierwszym przedarcie się do celu. Jest bardzo prawdopodobne, że w tak ważnym ataku na silnie bronioną bazę morską Ukraińcy też użyli wabików. Trzeba to brać pod uwagę, kiedy się czyta rosyjskie twierdzenia o zestrzeleniu większości atakujących rakiet, czy w ogóle informacje na temat liczby pocisków użytych do uderzenia.

Nie ulega przy tym wątpliwości, że część ukraińskich rakiet przedarła się do celu. Zdjęcia i nagrania wyraźnie pokazują silny pożar na pokładzie okrętu desantowego projektu 775, co łatwo rozpoznać po kształtach nadbudówek lizanych przez płomienie. Według nieoficjalnych rosyjskich źródeł był to Mińsk. Nie ma wyraźnego dowodu na uszkodzenia okrętu podwodnego (nieoficjalnie Rostów nad Donem), choć nie jest konieczny, bo samo rosyjskie ministerstwo obrony się do tego przyznaje. Pytaniem jest ich skala. Rosyjskie nieoficjalne źródła na Telegramie twierdzą, że w przypadku obu okrętów jest poważna. Padają sformułowania w rodzaju "doszczętnie wypalone". Wczesnym popołudniem pojawiło się zdjęcie potwierdzające to w kontekście Mińska. Okręt jest ewidentnie bardzo poważnie uszkodzony i niemal na pewno nie nadaje się do naprawy. Nie widać jednak Rostowa nad Donem, zasłoniętego przez budynek.

Pojawiają się też twierdzenia o uszkodzeniu dwóch innych okrętów stojących przy nabrzeżach stoczni, ale nie ma na to dowodu. Trzeba czekać na nowe zdjęcia satelitarne. Nie wiadomo też nic konkretnego o ewentualnych uszkodzeniach budynków stoczniowych będących tuż przy dokach. Nie licząc wybitych szyb.

Podduszenie Floty Czarnomorskiej

Atak na sewastopolską stocznię ma ogromne znaczenie z trzech powodów. Po pierwsze uszkodzone lub zniszczone zostały dwa duże okręty. Istotny jest zwłaszcza ten podwodny. To jednostka typu określanego przez Rosjan jako Warszawianka, albo inaczej projektu 636.3. Najnowszy typ rosyjskich konwencjonalnych okrętów podwodnych, przystosowany do odpalania spod wody rakiet manewrujących Kalibr. Jest to więc jednostka o szczególnym znaczeniu dla Ukraińców, ponieważ biorąca udział w atakach na ich miasta. Niezależnie od tego, to nowoczesny i wartościowy okręt podwodny, przyjęty do służby w 2014 roku. Okręt desantowy projektu 775 Mińsk to jednostka starsza i o mniejszym znaczeniu, zbudowana w latach 80. w Gdańsku dla floty ZSRR. Wobec zaniechania przez Rosjan prób desantu na ukraińskim wybrzeżu aktualnie bez szczególnego znaczenia. Ewentualnie jako okręt do transportu sprzętu i zaopatrzenia pomiędzy Krymem a Rosją.

Brak obu tych okrętów nie zachwieje jednak Flotą Czarnomorską. Rosjanie mają więcej jednostek obu klas i nie są one dla nich niezbędne dla prowadzenia wojny. Znacznie większe znaczenie ma sama stocznia. I to drugi powód, dla którego był to atak o dużym znaczeniu. Sewmorwerf to jedyna rosyjska stocznia wojenna w basenie Morza Czarnego. Jej dwa doki to jedyne miejsce, gdzie aktualnie przeprowadzane są poważniejsze naprawy jednostek Floty Czarnomorskiej. W czasach pokoju okręty mogły przechodzić na Bałtyk lub Daleką Północ, aby skorzystać z tamtejszych stoczni. Jednak aktualnie cieśniny Bosfor i Dardanele są częściowo zamknięte przez Turcję dla rosyjskich jednostek wojennych, przez co swobodny tranzyt nie jest możliwy. Ten okręt, który by już wyszedł z Morza Czarnego, mógłby mieć problem z powrotem. Druga rosyjska baza na tym akwenie, w Noworosyjsku, nie ma stoczni wojennej i tak rozbudowanego zaplecza do obsługi floty jak Sewastopol. Choć ma stocznię cywilną z dużymi dokami pływającymi. Ograniczenie możliwości swobodnego korzystania z usług Sewmorwerf będzie więc miało wpływ na gotowość bojową całej Floty Czarnomorskiej.

Podobne znaczenie ma skuteczne uderzenie w ogóle na bazę w Sewastopolu. Do tej pory Ukraińcy atakowali ją dronami morskimi i powietrznymi, nie wyrządzając istotniejszych szkód. Rosyjska obrona po rozbudowaniu w pierwszym okresie wojny teraz dobrze radzi sobie z tego rodzaju celami. Jednak nowoczesne zachodnie rakiety manewrujące wspierane przez MALD to zupełnie inne zagrożenie, na które Rosjanie nie mają pewnej odpowiedzi. Jeśli ataki będą się powtarzać, to Sewastopol przestanie być bezpieczną bazą dla floty. Będzie mogło to oznaczać wycofanie głównych sił do Noworosyjska, gdzie brakuje zaplecza dla większej liczby jednostek i ich załóg. Nie ma też wspomnianego zaplecza remontowego i po prostu jest o kilkaset kilometrów dalej do głównego rejonu działań w centralnej części Morza Czarnego. Wszystko to by oznaczało dalszy odczuwalny spadek efektywności działań Floty Czarnomorskiej i ograniczenie skuteczności jej blokady wybrzeża Ukrainy.

Dodatkowo istotne znaczenie ma też czynnik psychologiczny. Sewastopol jest miastem szczególnym dla Rosjan. Jego historia i symbolika czynią z niego główną wartość całego Krymu. Skuteczny atak na wielką bazę morską, według zapewnień władz świetnie bronioną, mówi sam za siebie. Kreml, w tym sam Władimir Putin, już wielokrotnie groził poważnym odwetem i konsekwencjami za ataki na ogólnie Krym, ale też sam Sewastopol. Nie licząc się z tym, Ukraińcy przeprowadzili już wiele niewielkich i mało skutecznych uderzeń dronami. Najnowsze uderzenie, przy użyciu pełnoprawnego nowoczesnego uzbrojenia, znacząco podniosło poprzeczkę.

Zobacz wideo
Więcej o: