Do wypadku doszło w środę 13 września przed godziną 8 rano. Na autostradzie D1 samochód-bus marki Fiat Ducato z nieznanych przyczyn zjechał z pasa w kierunku z Bratysławy do Trnawy, po czym uderzył czołowo w drzewo. W wyniku zdarzenia zginęły cztery osoby. Słowacka policja przekazała, że pojazd posiadał polskie tablice rejestracyjne.
Do wypadku doszło na 40. kilometrze autostrady. Stało się to na odcinku, na którym nie ma żadnych barier ochronnych. W aucie podróżowały trzy osoby dorosłe oraz dwójka dzieci. W wyniku zdarzenia zginęli 35-letni rodzice najmłodszego pasażera. Ciężko ranny czteroletni chłopiec z poważnymi urazami został przetransportowany do szpitala. Jego życia nie udało się uratować. W wyniku poniesionych obrażeń zmarła także 62-letnia kobieta, która również jechała autem.
Tylko najmłodsze, pięciomiesięczne dziecko przeżyło wypadek. Jak przekazali ratownicy ze słowackiego lotniczego pogotowia ratunkowego, "w ustabilizowanym, przytomnym stanie dziecko zostało przewiezione do Narodowego Instytutu Chorób Dziecięcych w Bratysławie".
Na miejscu, oprócz lotniczego pogotowia ratunkowego, interweniowali także członkowie Korpusu Ratowniczo-Gaśniczego (HaZZ). W związku z wypadkiem ruch na autostradzie D1 został częściowo ograniczony. Przejezdne są wyłącznie dwa pasy, na których z powodu natężenia ruchu tworzą się zatory. Według relacji policji, dokładne okoliczności zdarzenia mają wyjaśnić służby.
Pod komunikatem opublikowanym w mediach społecznościowych pojawiły się jednak komentarze internautów, którzy twierdzą, że miejsce, w którym doszło do wypadku, jest wyjątkowo niebezpieczne. Na wskazanym odcinku drogi brakuje pobocza, pasa awaryjnego, a nawet barierek ochronnych, a dookoła rosną stwarzające zagrożenie drzewa.