Sto miliardów złotych w kilka godzin. Trzy kontrakty bardzo na plus i jeden z kategorii "ale że co?"

Na targach zbrojeniowych w Kielcach podpisano serię kontraktów na dostawy broni dla polskiego wojska. Kilka z nich jest takich, że można tylko przyklasnąć, choć są koszmarnie drogie. Trafił się jednak jeden taki, który jest trudny do zrozumienia, a MON nie rozwiewa wątpliwości, dlaczego akurat na to wydaje 8 miliardów złotych.

Targi MSPO w Kielcach to tradycyjnie miejsce podpisywania polskich kontraktów zbrojeniowych. MON i producenci zawsze szykują jakieś umowy na tę okazję, aby można było je zawierać w blasku fleszy. We wtorek podpisano cztery duże umowy wykonawcze i jedną ramową, które razem będą kosztować około 112 miliardów złotych. Jak wylicza dziennikarz branżowy Tomasz Dmitruk (miesięcznik "Nowa Technika Wojskowa" i portal "Dziennik Zbrojny"), teraz polski MON ma podpisane umowy na dostawy uzbrojenia za łącznie około 340 miliardów złotych, a to jeszcze nie koniec.

Zobacz wideo

Za dekadę będzie efekt "Wow"

Dwa najważniejsze kontrakty zawarte we wtorek to te na zakup głównych elementów systemów przeciwlotniczych i przeciwrakietowych średniego (kryptonim Wisła) oraz krótkiego zasięgu (Narew). W ramach pierwszej kupujemy amerykańskie systemy Patriot, a w ramach drugiej głównie brytyjskie CAMM. To sprzęt z najwyższej zachodniej półki, który jak wykazuje wojna w Ukrainie, ogólnie bardzo dobrze sobie radzi w starciu z rosyjskim zagrożeniem. Podpisane umowy to ukoronowanie zapoczątkowanych już ponad dekadę temu programów modernizacyjnych, które pomimo zmiany rządów, wielu opóźnień i sporów co do kształtu, ostatecznie zaczynają być przekuwane w rzeczywistą zdolność do obrony polskiej przestrzeni powietrznej. To kwestia delikatnie rzecz biorąc paląca, ponieważ aktualnie polskie niebo jest bronione głównie przez naszych sojuszników, a nasze własne zdolności są bardzo ograniczone.

Kontrakt na zakup amerykańskich systemów to konkretnie druga faza programu Wisła. Umowa na pierwszą została zawarta jeszcze w 2019 roku. Wówczas zakupiono tylko jedną czwartą planowanej liczby baterii Patriot wraz z bardzo nowoczesnym systemem IBCS, który Amerykanie dopiero co dopracowywali. Podpisana teraz umowa obejmuje większość pozostałej części programu Wisła. Konkretnie chodzi o wyrzutnie, rakiety i radary dla sześciu kolejnych baterii. Cena to 47,6 miliarda złotych brutto. Najdroższą częścią zakupu jest nieujawniona liczba rakiet PAC-3MSE (22,5 miliarda złotych). Kolejne jest 12 radarów LTADMS za 18,9 miliarda złotych, które też są dopiero co wprowadzane do użycia w USA. Polska jest pierwszym klientem eksportowym. Najtańsze jest 48 wyrzutni M903 za 6,1 miliarda złotych, które najpewniej będą produkowane głównie w Polsce (przez polskie firmy w ramach offsetu), tak samo jak w I fazie programu. Nie podpisano umowy na zakup systemu IBCS dla tegoż sprzętu. Ma to się stać później. Dostawy całego wymienionego uzbrojenia mają zostać zrealizowane w latach 2026-29.

Druga umowa dotyczy głównej części programu Narew, który ma zapewnić kolejną, niższą warstwę systemu obrony powietrznej Polski. Za łączną kwotę 54 miliardów złotych kupiliśmy główne elementy uzbrojenia dla łącznie 23 baterii i co bardzo ważne, transfer technologii produkcji rakiet CAMM-ER oraz wyrzutni iLauncher, które mają zostać posadowione na ciężarówkach Jelcz. "Ponad tysiąc" rakiet i stworzenie w Polsce ich linii produkcyjnej kosztowało 24,8 miliarda złotych z terminem realizacji w latach 2027-2035. 138 wyrzutni z takim samym terminem realizacji i również mających być produkowanych w Polsce, kosztowało 29,2 miliarda złotych. To jednak jeszcze nie koniec zakupów w ramach programu Narew. Na razie nie zamówiono całego systemu wykrywania, dowodzenia i łączności, bez którego rakiety i wyrzutnie będą bezużyteczne. Te elementy mają być w znacznej mierze produktami polskimi, ale nie ma pewności kiedy zostaną zakontraktowane.

Trzecią umową z zakresu obrony przeciwlotniczej był zakup stanowisk dowodzenia Zenit-MP+ dla systemów obrony powietrznej jeszcze niższego szczebla nazywanych Pilica+. Za 22 stanowiska dowodzenia mające formę kontenerów posadowionych na ciężarówkach Jelcz, zapłaciliśmy 650 milionów złotych. System Pilica+ ma służyć do obrony na najkrótszych dystansach od kilkuset metrów do kilkunastu kilometrów i będzie miksem systemów do elektronicznego zwalczania dronów, działek uzupełnionych o najlżejsze rakiety kierowane, oraz wspomnianych już wyrzutni iLauncher z rakietami CAMM (bez końcówki -ER, co oznacza pociski o krótszym zasięgu). Większość elementów produkowanych w Polsce, częściowo przy kooperacji z koncernem MBDA. Wartość już podpisanych umów w ramach tego programu to 17,8 miliardów złotych. Terminy dostaw to lata 2025-29.

Realizacja trzech wspomnianych wyżej programów Wisła, Narew i Pilica+ zgodnie z treścią już podpisanych kontraktów, powinna doprowadzić do tego, że za około dekadę Polska będzie miała jeden z najlepszych naziemnych systemów obrony powietrznej na świecie. Na dodatek zakontraktowano zdolność do produkcji w kraju najliczniej wykorzystywanych rakiet CAMM i istotna część innych elementów też będzie produkcji polskiej (za wyjątkiem najwyższej warstwy średniego zasięgu Wisła, opartej o produkty amerykańskie). Ogólnie rzecz biorąc, program modernizacji obrony polskiej przestrzeni powietrznej trudno ocenić inaczej niż pozytywnie. Imponujące zdolności oznaczają jednak niestety też imponującą cenę, która już zbliża się do 140 miliardów złotych, a to jeszcze nie koniec. Wielkim wyzwaniem będzie też znalezienie i wyszkolenie ludzi do obsługi, a potem utrzymanie tego wszystkiego przez dekady i rozsądne modernizowanie. To jednak problemy na przyszłość.

Morskie zaskoczenie

Trudniej o takie jednoznacznie pozytywne wrażenie w przypadku czwartej dużej umowy wykonawczej podpisanej we wtorek w Kielcach. Zakłada ona zakup wyposażenia dla dwóch kolejnych Morskich Jednostek Rakietowych, których zadaniem jest zwalczać z lądu okręty przy pomocy nowoczesnych norweskich rakiet NSM. Nie podano szczegółów poza tym, że w ramach umowy zamówiono duży zapas kilkuset rakiet, a jej koszt wyniesie około 8 miliardów złotych. Dostawy w latach 2026-2032. Ta umowa budzi istotne wątpliwości, ponieważ przesyt czasem szkodzi.

Pierwsza MJR, nazywana wówczas jeszcze Nabrzeżnym Dywizjonem Rakietowym, została zamówiona w 2008 roku za 420 milionów złotych. Dywizjon oznaczał 6 wyrzutni z miejscem dla 4 rakiet każda i cały system wykrywania, dowodzenia oraz łączności i wsparcia. W pierwszej umowie zamówiono symboliczne 12 rakiet. Trzy lata później domówiono 38 kolejnych za 492 milionów złotych, co dało łączną kwotę 912 milionów złotych za dywizjon z odpowiednim zapasem amunicji. W 2014 roku postanowiono dokupić drugi za 800 milionów złotych (niższa cena za sprawą tylko 24 rakiet i braku radaru, ponieważ wzięto jeden z dwóch kupionych z pierwszym dywizjonem). Łącznie 1,7 miliarda złotych za dwie MJR z zapasem 74 rakiet dla 12 wyrzutni.

Zakładając, że kupione teraz dwie kolejne MJR będą miały taką samą strukturę, oznacza to dalsze 12 wyrzutni wraz z adekwatnym dodatkowym sprzętem, ale już ze znaczną liczbą rakiet za łącznie 8 miliardów złotych. Ponieważ pierwsze zakupy oznaczały poniżej miliarda złotych za jeden dywizjon z ograniczonym zapasem rakiet, to nawet zakładając nieunikniony wzrost cen, aktualnie musimy kupować pocisków za 5-6 miliardów złotych. Według amerykańskich dokumentów budżetowych z 2021 roku jedna rakieta NSM kosztuje US Navy 2,2 miliona dolarów, co nawet zakładając inflację i gorszą cenę dla Polski, nadal oznacza około 10 milionów złotych za sztukę. Czyli za 5-6 miliardów złotych możemy kupić około 500-600 rakiet. Jest prawdopodobne, że część tej kwoty pochłoną jakieś inne usługi, ale nawet jeśli NSM będzie 400-500, to i tak jest to ogromna liczba. Największy kontrakt na te rakiety na świecie. Większy niż zakupy US Navy.

Ta ogromna liczba budzi wątpliwości, biorąc pod uwagę to, do czego mogą zostać użyte. Cała rosyjska Flota Bałtycka, nawet licząc niewielkie okręty niewarte rakiety NSM, to około 40 sztuk. Nie ma planów jej istotnej rozbudowy. Posiadana i planowana liczba polskich wyrzutni oraz rakiet w teorii oznacza więc zdolność do wielokrotnego zatopienia/zniszczenia wszystkiego, co pływa po Bałtyku z rosyjską banderą. Byłoby bardzo ciekawe poznać uzasadnienie takiego zakupu, jednak we wtorek go nie podano. Co istotne, jeszcze w 2014 roku kiedy kupowano drugą MJR, ze strony dziennikarzy branżowych i nieoficjalnie marynarzy podnosiły się głosy, że to zbytek i może lepiej te pieniądze przeznaczyć na okręty lub przynajmniej dobre systemy rozpoznania sytuacji na morzu. Bo w obu tych kwestiach była i jest zapaść. Teraz ponownie podnoszą się te same głosy, tylko znacznie głośniejsze, ponieważ i kwota znacznie poważniejsza. Najsilniejsze są obawy o to, że tak duży wydatek na uzbrojenie dla Marynarki Wojennej będzie w przyszłości oznaczał cięcie funduszy na trzy fregaty Miecznik, które według pierwotnych bardzo optymistycznych planów miały kosztować też około 8 miliardów złotych. Dzisiaj wiadomo już, że będzie to nawet dwa razy więcej, choć nie zostało to potwierdzone oficjalnie. Marynarze boją się więc, że Warszawa znacznie przytnie programy budowy okrętów, no bo wybrzeża broni już ogromna liczba rakiet NSM. Tymczasem nie wszystko da się załatwić z brzegu i okręty mają ważne zadania, których nic innego nie wypełni. Pisaliśmy o tym szczegółowo.

Drony na dokładkę

Wracając na koniec do czegoś w bardziej optymistycznym tonie, warto wspomnieć o piątej istotnej umowie podpisanej we wtorek w Kielcach. Chodzi o zakup do 1700 dronów rozpoznawczych Flyeye od polskiej firmy Grupa WB. Nie jest to jednak umowa wykonawcza, ale ramowa, czyli wyrażenie zamiaru. Jak wylicza Dmitruk, zakładając znaną konfigurację zestawów tych dronów i ich cenę, oznacza to do około dwóch miliardów złotych. Flyeye zbierają świetne recenzje od Ukraińców i można bezpiecznie stwierdzić, że są w światowej czołówce jeśli chodzi o lekkie drony rozpoznawcze. Aktualnie polskie wojsko ma ich około 150. Zamówienie do 1700 kolejnych oznacza więc ogromny zakup i potencjalne skokowe zwiększenie świadomości sytuacyjnej polskiego wojska.

Szerzej o istotnym przyśpieszeniu zakupów dronów dla Sił Zbrojnych RP pisaliśmy już wcześniej. Tak samo jak o dronach Flyeye.

Więcej o: