28-letni Maksym Kuzminow pełnił funkcję pilota śmigłowca po stronie rosyjskiej. Decyzję o poddaniu się podjął jeszcze w grudniu ubiegłego roku, ponieważ zwątpił w rzeczywistość przedstawianą mu przez Kreml. Mężczyzna utrzymuje, że do jego zadań należało transportowanie żołnierzy lub ładunków i nie brał on bezpośredniego udziału w bombardowaniach. Od nawiązania kontaktu z ukraińskim wywiadem do przeprowadzenia operacji specjalnej minęło sześć miesięcy.
Akcja o kryptonimie "Synycja" ostatecznie odbyła się 9 sierpnia. Jak podaje portal Ukraińska Prawda, rosyjski pilot wystartował maszyną Mi-8 około godziny 16:30 z lotniska w Kursku. Drogę do obwodu charkowskiego przebył na bardzo niskiej wysokości w ciszy radiowej. Trasę przelotu śmigłowca ustalono wcześniej ze stroną ukraińską. Na granicy maszyna została ostrzelana, zdaniem Kuzimowa, najprawdopodobniej przez Rosjan. W wyniku ataku mężczyzna został ranny w nogę. Mimo to udało mu się bezpieczne wylądować.
Poza Kuzimowem na pokładzie Mi-8 znajdowało się dwóch członków załogi. Pilot podczas konferencji prasowej w Kijowie relacjonował, że mężczyźni przestraszyli się całej sytuacji, zaczęli zachowywać się agresywnie, a po wylądowaniu próbowali uciec w kierunku granicy. - Nie znam ich dalszych losów, ale według mediów niewykluczone, że zostali zlikwidowani - stwierdził.
Do Ukrainy bezpiecznie sprowadzono również rodzinę rosyjskiego pilota. Mężczyzna wystąpił w filmie dokumentalnym "Uziemieni rosyjscy piloci", którego emisja w ukraińskiej telewizji przypadła na niedzielny wieczór. - Jeśli chcecie to zrobić, coś takiego, nie będziecie tego w ogóle żałować. Zapewnią wam absolutnie wszystko do końca życia. Będziecie mogli rozpocząć pracę wszędzie, cokolwiek będziecie chcieli robić. Odkryjecie dla siebie świat pełen kolorów - cytuje apel Kuzminowa "Rzeczpospolita". Mężczyzna rozważa obecnie wstąpienie w szeregi armii ukraińskiej.