Kobieta w 2020 roku w szpitalu miejskim w Auckland w Nowej Zelandii przeszła operację cesarskiego cięcia. Po zabiegu skarżyła się na chroniczne bóle brzucha. Przeszła wiele badań, w tym prześwietlenie, które nie wykazało żadnych nieprawidłowości.
W 2021 roku, 18 miesięcy po operacji, kobieta zgłosiła się na szpitalny oddział ratunkowy. Badanie tomografii komputerowej jamy brzusznej wykazało, że w jej ciele został zaszyty retraktor (hak) chirurgiczny "wielkości talerza obiadowego" - przekazała w poniedziałek (4 września) komisarka ds. zdrowia i niepełnosprawności Morag McDowell. Narzędzie służy do utrzymywania otwartej rany podczas zabiegu. Ma wysuwaną, cylindryczną konstrukcję. Może osiągać średnicę 17 centymetrów.
Władze szpitala utrzymują, że operacja pacjentki przebiegła... pomyślnie. Została przeprowadzona z należytą starannością, z zachowaniem wszystkich zasad bezpieczeństwa i higieny pracy, a po zakończonym zabiegu personel policzył narzędzia. Okazało się jednak, że retraktora zaszytego w ciele matki nie odnotował, bo nie było go na liście - podaje CNN.
Morag McDowell stwierdziła, że prawa pacjentki zostały naruszone. - Poziom opieki medycznej spadł w tym przypadku poniżej odpowiednich standardów, powodując ból i wydłużony okres rekonwalescencji u kobiety - oceniła. McDowell nakazała również władzom szpitala, aby wdrożyły nowe zasady i określiły jasne wytyczne dotyczące liczenia wykorzystywanych podczas zabiegów narzędzi.
Dr Mike Shepherd, dyrektor Te Whatu Ora - organizacji, która odpowiada za codzienne funkcjonowanie systemu opieki zdrowotnej - przeprosił za błąd. Jak jednak podkreślił, "ze względów etycznych i związanych z ochroną prywatności nie mogą oni komentować szczegółów opieki nad pacjentem". Dodał, że przeprowadzona inspekcja zaowocowała "ulepszeniami systemów i procesów, co zmniejszy ryzyko ponownego wystąpienia podobnych zdarzeń. Uznajemy zalecenia zawarte w raporcie, które albo wdrożyliśmy, albo pracujemy nad ich wdrożeniem."