Biały Dom podał, że Joe Biden został poinformowany o wydarzeniach z Rosji. "Widzieliśmy doniesienia. Nie będzie zaskoczeniem, jeśli się potwierdzą. Katastrofalna wojna w Ukrainie doprowadziła do marszu prywatnej armii na Moskwę, a obecnie - jak się wydaje - do tego" - czytamy w oświadczeniu rzeczniczki Rady Bezpieczeństwa Lodowego.
Sam Biden o katastrofę lotniczą został zapytany, gdy wychodził z klubu fitness w Lake Tahoe w Nevadzie. Prezydent przypomniał, że spodziewał się takiego obrotu sprawy. - Mówiłem, że [na miejscu Prigożyna] byłbym ostrożny. Nie wiem na pewno, co się stało, ale nie jestem zaskoczony - powiedział. Dodał, że "niewiele jest rzeczy w Rosji, za którymi nie stoi Putin".
W lipcu Biden był pytany o Prigożyna po buncie Grupy Wagnera. - Na jego miejscu uważałbym, co jem, pilnowałbym menu - mówił wówczas prezydent. Również najwyżsi rangą urzędnicy administracji Bidena ostrzegali po rebelii, że Prigożyn może być zlikwidowany przez Kreml. Sekretarz stanu Antony Blinken powtarzał za prezydentem, że "na miejscu Prigożyna byłby ostrożny". - NATO ma politykę otwartych drzwi, Rosja ma politykę otwartych okien - mówił. Z kolei szef CIA Bill Burns zauważał, że Putin ma długą historię mszczenia się. - Byłbym zdziwiony, gdyby Prigożynowi udało się uniknąć kary - oceniał.
W Rosji trwa śledztwo w sprawie katastrofy samolotu należącego do szefa Grupy Wagnera Jewgienija Prigożyna. Biznesmen oskarżany przez międzynarodowa społeczność o terroryzm miał znajdować się na pokładzie.
Ratownicy pracujący na miejscu mieli znaleźć ciała 3 członków załogi i 7 pasażerów. Rosyjska Agencja Lotnicza "Rosawiacja" poinformowała, że Jewgienij Prigożyn i Dmitrij Utkin znajdowali się na liście pasażerów.