Chciała urodzić na plaży, ale zrobiła to na morzu. Teraz nie może wrócić do domu i 8-letniej córki

Mieszkająca na co dzień w Wielkiej Brytanii kobieta chciała spełnić swoje marzenie, by urodzić dziecko na plaży. Z tego powodu razem z mężem udała się na Karaiby. Jej plan jednak się nie udał, ponieważ poród zaczął się już na łodzi znajdującej się na środku morza. To było powodem ich problemów, które skutkują tym, że małżeństwo i ich nowonarodzone dziecko nie mogą wrócić do kraju.

38-letnia Iuliia, która na co dzień mieszka z rodziną w Manchesterze w Wielkiej Brytanii, marzyła o tym, by urodzić dziecko na plaży. Jej 51-letni mąż Clive postanowił spełnić jej pragnienie. Razem polecieli na Martynikę. Następnie wynajęli łódź, na której mieszkają do tej pory i sami popłynęli na wyspę Saint Lucia, która leży na Morzu Karaibskim i jest częścią brytyjskiej Wspólnoty Narodów. Para miała udać się do Rodney Bay, gdzie mieli oczekiwać na przyjście ich dziecka na świat.

Zobacz wideo Niechlubny rekord Bałtyku. Ma największe martwe strefy na świecie

38-latka chciała urodzić dziecko na plaży. Ich córka przyszła na świat na morzu i zaczęły się problemy

Podróż rodziny zaczęła się, gdy Iuliia była w 35. tygodniu ciąży (ósmy miesiąc, połowa trzeciego trymestru). Dziecko urodziło się wcześniej (23 kwietnia), niż było to zaplanowane, a poród odbył się na łodzi, gdy para dopiero kierowała się na wyspę. Ze względu na to, że dziecko urodziło się na morzu, lokalne władze nie chcą zarejestrować narodzin dziecka, a to uniemożliwia im powrót do Wielkiej Brytanii. Para więc od czterech miesięcy mieszka na Karaibach, gdzie powoli kończą im się środki do życia.

- Kończą nam się pieniądze. Wkrótce zabraknie nam jedzenia, a nikt nam nie pomaga. Jesteśmy zasadniczo bezpaństwowcami, jesteśmy więcej niż porzuceni. Jesteśmy więźniami w kraju, którego nie wolno nam opuszczać - stwierdził Clive.

Lokalne władze nie chciały zarejestrować dziecka. "Jest sezon huraganów, mamy teraz burze i to traumatyczne"

Swoją historię opisali w rozmowie z "Daily Mail". Jak wyjaśnili, zgodnie z lokalnym prawem nie można zarejestrować narodzin dziecka, od którego minęło więcej, niż 24 godziny. Na dodatek biuro imigracyjne miało zażądać od nich dowodu, że dziecko jest ich. Biuro paszportowe także stwierdziło, że mała Louise nie będzie miała wyrobionego paszportu, ponieważ nie posiada odpowiedniej dokumentacji. 

Iuliia i Clive zgłosili się więc do brytyjskiej Wysokiej Komisji, która przekazała im, że konieczne będą testy DNA. Dopiero wtedy komisja będzie mogła podjąć w ich sprawie jakieś kroki. Rodzina wciąż czeka na wyniki i mówi, że czuje się porzucona przez brytyjskie władze. - Jest sezon huraganów, mamy teraz burze i to traumatyczne przeżycie dla nas wszystkich... Nie mogę przestać płakać, błagamy o pomoc, zostaliśmy porzuceni - przekazała 38-latka brytyjskiemu dziennikowi.

Małżonkowie są tym bardziej zestresowani, że w Wielkiej Brytanii zostawili swoją ośmioletnią córkę Elizabeth, która z powodu nieważnego paszportu nie mogła wyjechać wraz z rodzicami. Dziewczynka pozostaje więc pod opieką 24-letniej cioci. 

Więcej o: