Ogień strawił między innymi zabytkowe centrum miasta Lahaina na wyspie Maui. Szpitale są przepełnione, a lokalne władze alarmują, że ofiar może być więcej. Walkę z ogniem utrudnia silny wiatr - ten sam, który doprowadził do szybkiego rozprzestrzeniania się pożarów na wyspie. Około 11 tysięcy mieszkańców wyspy nie ma prądu.
Amerykański prezydent Joe Biden poinformował, że lokalne władze będą miały do dyspozycji federalne pieniądze na walkę z żywiołem i jego skutkami. - Zdecydowałem o wprowadzeniu na miejscu stanu klęski żywiołowej, co pozwoli, by pomoc trafiła do tych, którzy jej teraz najbardziej potrzebują - powiedział. - Nasze modlitwy są z mieszkańcami Hawajów, ale nie tylko nasze modlitwy - każdy zasób, jaki mamy, będzie dla nich dostępny - mówił prezydent USA. Podkreślił, że każdy, kto stracił w pożarze "ukochaną osobę lub swój dom" niezwłocznie uzyska pomoc.
Gubernator Hawajów Josh Green cytowany przez agencję Reutera nazwał pożary "katastrofalnymi". Podkreślił, że liczba ofiar rośnie. Pożary strawiły znaczną część historycznego miasta Lahaina, gdzie żyło 12 tys. osób. Spaliło się tam historyczne centrum miasta, zniszczonych lub uszkodzonych jest ponad 270 budynków. Z miasta ewakuowano kilkuset mieszkańców.
- Odbudowa zajmie wiele lat. To będzie nowa Lahaina, którą Maui zbuduje zgodnie ze swoimi wartościami - przekazał. Miasto odwiedzało co roku 2 miliony turystów, co stanowi ok. 80 proc. osób odwiedzających wyspę Maui. Tak sytuację w Lahainie opisują reporterzy AP: "Blok za blokiem to tylko gruzy i poczerniałe fundamenty, to samo wzdłuż słynnej Front Street, gdzie jeszcze kilka dni temu turyści robili zakupy i jedli w restauracjach. Łodzie w porcie były spalone, nad miastem unosił się dym". Pożar w Lahainie został już w większości opanowany.