W Norwegii pękła tama. Polak: Wiadomość o konieczności opuszczenia domu może przyjść w każdej chwili

W Norwegii częściowo zawaliła się tama na rzece Glomma. To skutek obfitych deszczy. "Od niedzieli na północ od Oslo spadło tyle wody, ile w okolicach Poznania zazwyczaj przez cztery miesiące" - relacjonuje Mieszko Czarnecki, który jest na miejscu. "Wiadomość od lokalnego sztabu kryzysowego o konieczności opuszczenia domu może przyjść w każdej chwili" - podkreśla autor bloga Z Drugiej Strony Fjordu.

W środę wskutek obfitych opadów deszczu i podtopień częściowo zawaliła się tama przy elektrowni wodnej Braskereidfoss na rzece Glomma w Norwegii. Do uszkodzenia doszło po tym, jak po zalaniu sterowni, personel nie był w stanie otworzyć śluz, aby spuścić nadmiar wody. Rzeka osiągnęła najwyższy od 50 lat poziom, zalewając wiele domów i gospodarstw. Główne drogi w rejonie zapory zostały zamknięte, wstrzymano ruch pociągów, bo rzeka wystąpiła z brzegów, zalewając okolicę. Władze ewakuowały tysiące okolicznych mieszkańców.

Zobacz wideo Ormiańska policja pacyfikowała protestujących przeciwko blokadzie

"Spadło tyle wody, ile w okolicach Poznania zazwyczaj przez cztery miesiące"

Na miejscu jest Mieszko Czarnecki, prowadzący bloga Z Drugiej Strony Fjordu. "Czwartek to pierwszy dzień, gdy nie pada. Jednak od niedzieli na północ od Oslo spadło tyle wody, ile w okolicach Poznania zazwyczaj przez cztery miesiące. Do końca tygodnia ma być już spokojnie, ale zerkamy w niebo raz po raz" - pisze. "Kilka tysięcy Norwegów nadal odciętych jest od świata. Choć woda opada, według Statens vegvesen (odpowiednik GDDKiA) w 125 miejscach drogi krajowe i międzynarodowe są nieprzejezdne. Z Oslo do Bergen ani E18, ani E134 nie da się pokonać. Z Oslo do Trondheim E6 również zablokowana. A to najważniejsze w tym kraju arterie" - relacjonuje i dodaje, że także "główna linia kolejowa między południem a północą, Hovedbanen, łącząca stolicę z drugim największym lotniskiem Skandynawii - Gardermoen, jest wyłączona z ruchu".

Nie ma paniki. Nieprzejezdna droga nie jest w Norwegii niespodzianką. W niektórych regionach jest niemal normalnością. Dzieci wiedzą, jak uczyć się zdalnie, nauczyciele wiedzą, jak zdalnie nauczać. W zamrażarce zawsze jest zestaw pieczywa gotowego do upieczenia we własnym piekarniku. To wszystko jest oczywiste - zimą. Na szczęście wakacje jeszcze trwają, więc szkolnego życia największa od pół wieku powódź nie zakłóca

- zaznacza Mieszko Czarnecki. Według blogera, mimo iż już nie pada, to "woda z gór niezliczonymi potokami spływa do rzek i jezior, w tym do największego w Norwegii - Mjøsa". "A Mjøsa zbiera niemal wszystko, co spadło w ostatnich dniach. Wypływa z niej jedna jedyna rzeka, Vorma. Nic specjalnego, choć tym razem jest to chyba najważniejsze miejsce w kraju. Po kilkudziesięciu kilometrach wpada do Glommy, na której już wczoraj [w środę - red.] wieczorem służby zmuszone zostały do wysadzenia jednej z kilkunastu zapór wodnych. Zanim woda przelała się przez zaporę Våler, poniżej ewakuowano kilkaset osób. Teraz wszyscy czekają, jak bardzo największą rzeka Norwegii podniesie swój poziom i czy kilkanaście kolejnych zapór poniżej Våler wytrzyma" - czytamy.

Polak w Norwegii: Wiadomość o konieczności opuszczenia domu może przyjść w każdej chwili

Autor bloga Z Drugiej Strony Fjordu informuje, że z miasta Hønefoss zostało ewakuowanych blisko dwa tysiące osób. "Moja przyjaciółka pisze, że póki co u niej jest względnie normalnie, ale wiadomość od lokalnego sztabu kryzysowego o konieczności opuszczenia domu może przyjść w każdej chwili. Tysiąc osób musiało zostawić swoje domy w Ål. I w Hønefoss, i w Ål największym zagrożeniem są możliwe osunięcia zboczy. Pamięć o tragedii w Ask jest bardzo żywa. Z wodą walczy muzeum sztuki współczesnej w Kistefoss. Odwołano coroczny festiwal Peera Gynta w Gålå, jedno z najważniejszych wydarzeń kulturalnych norweskiego lata" - pisze Mieszko Czarnecki i dodaje: "Poniedziałkowy trening Laury wydaje się bezpieczny, choć przypomnienie jeszcze nie przyszło. Boisko leży tuż przy Leirze, która co prawda opadła ostatniej doby o ponad metr, ale nadal ponad 1500 osób w Asak i Leirsund jest przez tę rzekę odciętych od świata".

Cały wpis poniżej:

Więcej o: